Część rodzin ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem przyjechała w piątek do kancelarii premiera na prezentację raportu komisji działającej pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera. Nie udało im się dostać na salę dla dziennikarzy.
Do kancelarii premiera przyjechali m.in.: córka Zbigniewa Wassermanna - Małgorzata, żona Przemysława Gosiewskiego - Beata i syn Macieja Płażyńskiego - Jakub.
"Ku naszemu zdziwieniu wczoraj dowiedzieliśmy się z mediów, że dla rodzin, których jest dosłownie kilka osób, przewidziana jest inna sala. Zostaliśmy zaproszeni na konferencję i chcielibyśmy być tam razem z dziennikarzami, bo właśnie dziennikarze i media są dla nas gwarancją, że po raz kolejny nie będziemy obrażani przez przedstawicieli władz polskich. Jeżeli my mamy w innej sali oglądać (konferencję - PAP) w telewizji, to my spokojnie mogliśmy zrobić to w domu" - powiedziała Beata Gosiewska przed wejściem do kancelarii.
Nie powiedziała, jakie pytania zamierza zadać po zapoznaniu się z raportem. "Nie chciałabym wcześniej zadawać pytań do mediów, zanim zadamy je komisji i panu ministrowi" - zaznaczyła Gosiewska.
Razem z dziennikarzami prezentacji raportu chciała wysłuchać również wdowa po RPO Ewa Kochanowska. "Ja mam bardzo złe doświadczenia tutaj z różnych konferencji, które się odbywały bez prasy. Ja rozumiem, że wiele osób obawia się najgorszego, to znaczy, że po raz kolejny zostaną wykorzystane nagrania głosowe z ostatnich sekund katastrofy. Sama się tego strasznie boję" - powiedziała Kochanowska.
Na spotkanie przyjechała również córka posła PiS Zbigniewa Wassermanna - Małgorzata. "Mam nadzieję, że przede wszystkim usłyszymy o badaniach, jakie polska komisja przeprowadziła, o wynikach i o możliwości przeprowadzenia tych badań. Zwróćmy uwagę, że było bardzo dużo zastrzeżeń do raportu MAK-owskiego i chcemy usłyszeć odpowiedzi na pytanie, czy te zastrzeżenia zostały w jakiś sposób uzupełnione. To znaczy, czy te dokumenty, których brakowało, czy one są. Chciałabym na pewno zapytać, jak można się odnieść do słów płk. Edmunda Klicha, który powiedział, że do większości materiału nie byliśmy dopuszczeni. Mam nadzieję, że komisja sobie z tym jakoś poradziła, a w związku z tym ten raport można będzie uznać za wyczerpujący" - powiedziała.
Również jej zdaniem rodziny nie powinny być w osobnej sali, oddzielnie od mediów. "Jest to rzecz, o której się dowiedziałam jadąc do Warszawy. Gdybym o tym wiedziała wcześniej, być może bym tutaj nie przyjechała. Nie wiem, być może się pozytywnie rozczaruję" - powiedziała Wassermann.
Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar, powtórzył z kolei swoją opinię, że komisja Jerzego Millera nie działa legalnie. Dodał, że przyjechał z "zawodowej ciekawości". "Chcę wysłuchać wszystkich faktów, a także dowodów na poparcie takich, a nie innych tez, które są stawiane w ramach tego raportu" - powiedział dziennikarzom.
Część rodzin odmówiła udziału w prezentacji, podając różne przyczyny. Niektórzy zbyt późno otrzymali zaproszenie i nie mogli już zmienić planów; inni postanowili obejrzeć prezentację raportu w domu, żeby zachować prywatność. Niektórzy z tych, których nie będzie w kancelarii premiera, np. Izabella Sariusz-Skąpska, mają żal, że raport nie zostanie najpierw pokazany rodzinom.
Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej zostały zaproszone na piątkową konferencję w kancelarii premiera, podczas której prezentowany jest raport polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności tragedii z 10 kwietnia 2010 r. Rodziny mogą obserwować konferencję w oddzielnym pomieszczeniu, a później - bez udziału mediów - spotkają się z członkami komisji. Będą też mieć możliwość zadawania pytań.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.