Jezus w przypowieściach często odwoływał się do przyrody. Może to, co dzieje się wokół nas też jest znakiem. Zatem o duszpasterskiej monokulturze.
Póki co, są szpaki. Na przydomowym świerku próbowały założyć gniazdo zięby. Widocznie miejsce niezbyt im pasowało, bo po kilku godzinach odfrunęły. Zatem tradycyjnie wróble, pliszki, szpaki, słowiki i jaskółki. Ostatnich z roku na rok coraz mniej. Co nie powinno dziwić. Brak miedz, obficie sypana nawozami monokultura, zaorane łąki, wszechobecny styropian. Ba, nawet obory pustoszeją z roku na rok. Czym te ptaki mają się żywić? Podobnie z bocianami. Coraz więcej pustych gniazd…
Jezus w przypowieściach często odwoływał się do przyrody. Może to, co dzieje się wokół nas też jest znakiem. Zatem monokultura.
Od lat mówiono, niekiedy głośniej, częściej po cichu, że nasze duszpasterstwo jest zamszone. Kiedyś już pisałem o refleksjach, jakimi pod koniec lat osiemdziesiątych dzielił się ze słuchaczami Studium Pastoralno-Liturgicznego ksiądz Stanisław Szczepaniec. O będącej szczytem Eucharystii i tym, co sprawia, że jest nim ona rzeczywiście. Czyli nabożeństwach ludowych, Liturgii Godzin, celebracjach Słowa Bożego i sakramentu pojednania, kręgach biblijnych i liturgicznych, spotkaniach w małych grupach… Niestety, zamiast bogactwa form szliśmy w kierunku monokultury. Czyli wszystko, co się dało, chcieliśmy załatwić Mszą świętą. Bo to najprościej. Niczego, poza kaznodzieją, nie trzeba przygotowywać. Natomiast wszystko inne wymaga zaangażowania zespołu, wspólnoty. Nie tylko służby liturgicznej.
Zauważył to w ubiegłym roku nasz parafialny organista. Gdy w ramach przygotowania do przyjęcia sakramentu bierzmowania zaplanowaliśmy adorację Najświętszego Sakramentu z indywidualnym błogosławieństwem, po zakończeniu celebracji zauważył: teraz rozumiem dlaczego proboszcz, od lat, z uporem maniaka mówi, że w pojedynkę nie da się dobrze przygotować młodzieży do przyjęcia sakramentu.
Od pewnego czasu pojawiają się informacje o odrodzeniu religijnym na Zachodzie. Francja, Belgia, Hiszpania z odbudowującymi stare klasztory młodymi. Przecieramy oczy ze zdumienia. Zapominamy o jednym. Gdy my ogłaszaliśmy triumf, patrząc na tłumy zgromadzone na papieskich pielgrzymkach, oni troszczyli się o to, by życia Kościoła nie zdominowała monokultura. I nie przeżywali frustracji z powodu bycia „małą trzódką”.
Początek lat dziewięćdziesiątych. Parafia w szesnastej dzielnicy Paryża. Zajechaliśmy późnym wieczorem. W kościele zapalone światła. Trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Jedni przychodzili, drudzy wychodzili. Zapytany duszpasterz powiedział, że trwa uliczna ewangelizacja w jednym z newralgicznych miejsc w mieście. Cztery lata później o podobnych inicjatywach mówił proboszcz innej parafii z peryferii francuskiej metropolii. To były ewangeliczne ziarna, rzucane nie tylko na glebę żyzną. Także na drogi i między ciernie. Dziś przynoszą owoc. Choćby w postaci kilkunastotysięcznej pielgrzymki paryskich licealistów do Lourdes.
Czytamy w informacji Vatican News, że dla większości jej uczestników największym przeżyciem była celebracja sakramentu chorych. Co może dziwić, choć nie powinno. Bo – po pierwsze – namaszczenie chorych jest sakramentem szczególnego doświadczenia uzdrawiającej łaski Bożej. Po drugie – młody wcale nie znaczy nie potrzebujący uzdrowienia. Przeciwnie, wiele chorób duchowych także potrzebuje dotknięcia sakramentalnego.
Od pierwszego spotkania z Kościołem we Francji upłynęło trzydzieści pięć lat. Być może tyle czasu potrzebuje Kościół w Polsce, by jaskółki wróciły pod strzechy, bociany do gniazd. Jeden warunek. Rezygnacja z duszpasterskiej monokultury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Modlitwę poprowadzi archiprezbiter bazyliki Św. Piotra kardynał Mauro Gambetti.
Decyzję podjęli kardynałowie na pierwszej kongregacji generalnej po śmierci Franciszka.