Nie fasady, gzymsy i sztukaterie stanowią o kondycji gmachu.
Mówi się, że podróże kształcą. Pewnie tak. Mnie często też skłaniają do przemyśleń; do spojrzenia na różne sprawy inaczej, z innej perspektywy. Wróciłem właśnie z ciekawej pielgrzymki śladami Kościołów Apokalipsy. Niewiele po tamtych dawnych miastach zostało. Zwiedzało się właściwie kamienie. Przy okazji jednak czytaliśmy też listy, które do tych Kościołów kierował święty Jan. Właściwie sam Chrystus za pośrednictwem św. Jana – tak to ujęto w Apokalipsie. I wrażenie, jakie odnosiłem pisząc kolejne odcinki cyklu „Apokalipsa dziś”, a które coraz częściej mam też czytając inne pisma Nowego Testamentu, jeszcze bardziej się pogłębiło. Jesteśmy dziś dziwnymi chrześcijanami.
To, że często letnimi, paktującymi ze światem (a czasem i z diabłem) to oczywistość. Sęk w tym, że wydaje mi się, dziwnymi nie tylko w praktyce codziennego życia, ale i w sferze czegoś, co nazwał bym ideałem bycia chrześcijaninem. Tak, mówimy czasem o potrzebie wiary zintegrowanej (że chrześcijaninem jest się na co dzień, nie tylko na modlitwie i w niedzielę w Kościele), mówimy o potrzebie wiary konsekwentnej (dokonującej wyborów zgodnych z wiarą), ale... Czy to tylko takie moje wrażenie, że wcale nie to, przecież fundamentalne, jest dla wielu z nas w wierze najważniejsze?
Pierwsze piątki, pierwsze soboty, godzina miłosierdzia, różaniec, koronka, czasem szczególne nabożeństwo do tego czy innego świętego, fascynacja prywatnymi objawieniami. Czasem szukanie mocnych duchowych doznań w modlitwie. Na spotkaniach charyzmatyków, w mistycznych uniesieniach podczas modlitwy indywidualnej. No i ta praca nad duchowością podlana sosem psychologii z leczeniem zranień, zamykaniem furtek... Nie, proszę mnie źle nie zrozumieć: szanuję różne, także niespecjalnie mi odpowiadające formy pobożności. Tylko mam wrażenie, że brakuje w tym tego najważniejszego: jedności wiary wyznawanej i praktykowanej w codziennym życiu.
Problem nie w tym, że wiara i uczynki rozjeżdżają się nam nie na poziomie konkretnych ludzkich wyborów – wszyscy jesteśmy słabi i grzeszni – ale, mam wrażenie, na poziomie ideału chrześcijańskiego życia. Mamy jakąś swoją, częściowo, mniej lub bardziej zbieżną z chrześcijaństwem hierarchię wartości i to nią, nie Ewangelią się kierujemy. Tym samym nasza wiara, słabo poparta życiową postawą, faktycznie przyjętą przez nas hierarchią wartości, jest właściwie tylko jakimś rytuałem; swoistą grą pozorów.
Widać to najbardziej gdy chodzi o sprawy, które stają się przedmiotem sporów politycznych. Często właśnie sympatia do tej czy innej partii, nie Dekalog, nie Ewangelia, sprawia, że prezentujemy takie czy inne poglądy. Wyolbrzymiając winy „cudzych”, a przymykając oko na nieprawość i podłości „swoich”, byle ich działanie było „skuteczne”. I w dyskusjach zapominając o ciągle obowiązującym piątym i ósmym przykazaniu, o miłości bliźniego, także nieprzyjaciół, już nie mówiąc. Kto wtedy jest naszym Panem? Jezus Chrystus czy ta albo inna partia i jej przywódca?
Widać jednak też owo rozjeżdżanie się wiary i zasad, którymi kierujemy się na co dzień, także w innych wymiarach naszego życia. Ot, gdy dla chrześcijan, także duchownych, w praktyce najważniejszy staje się pieniądz albo pozycja, znaczenie...
Chodząc po kamieniach miast Kościołów Apokalipsy pomyślałem, że, zaczynając od siebie, trzeba inaczej. Że, jak to pisał kiedyś brat Roger, trzeba żyć tym, co się zrozumiało z Ewangelii, choćby jeszcze zrozumiało się niewiele. Trzeba ją wprowadzać w życie, a nie czekać, że może kiedyś, jak w pełni zrozumiem... Tylko wtedy, gdy naprawdę będziemy inni niż otaczający nas świat – niekoniecznie lepsi, ale właśnie spójni, w swoim codziennym życiu inspirowanym wiarą konsekwentni – ten świat będzie mógł w nas zobaczyć Chrystusa.
Formowanie się? Praca nad sobą? Duchowość? Bez tej podstawowej decyzji – nie tylko nazywam Jezusa swoim Panem, ale też wybieram w życiu Jego drogi – wszystko będzie domem bez fundamentów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Raport o przyczynach katastrofy samolotu Boeing 787 Dreamliner w Indiach.
Oświadczenie to kardynał Ryś wydał w związku z wydarzeniami 10 lipca.