publikacja 13.09.2025 11:15
Wiceszef MSZ Marcin Bosacki podczas briefingu po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Oczywiście chcielibyśmy, by Donald Trump wygłaszał oświadczenia takie, jak np. kanclerz Niemiec czy premier Wielkiej Brytanii, ale stanowisko Amerykanów urealnia się i wkrótce zobaczymy tego efekty - powiedział wiceszef MSZ Marcin Bosacki podczas briefingu po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ.
- Zgadzam się, że widzimy pewną retoryczną, co najmniej, ostrożność Stanów Zjednoczonych w tym jednoznacznym międzynarodowym potępieniu tego, co Rosja zrobiła na polskim terytorium trzy dni temu (). Oczywiście nie ukrywamy tego, że chcielibyśmy, żeby prezydent Trump wydał takie oświadczenie, jakie wydali premier Meloni, kanclerz Merz, prezydent Macron czy premier Starmer - powiedział Bosacki podczas rozmowy z polskimi mediami w siedzibie ONZ.
- Tak się nie stało, ale jeśli chodzi o działania NATO, Amerykanie nas w pełni popierają. Będą tego efekty w najbliższych dniach ogłaszane w Brukseli - zapowiedział.
Bosacki ocenił też, że od szczytu naAlasce stanowisko USA "urealnia się, jeśli chodzi o to, kiedy i jakimi środkami można od Putina uzyskać zawieszenie broni, a potem pokój".
- Europa przygotowuje dziewiętnasty pakiet sankcji. One będą dotkliwe. Zawsze chcielibyśmy, żeby do tych pakietów przyłączali się nasi kuzyni zza Atlantyku, czyli Amerykanie - dodał wiceszef MSZ.
Bosacki odniósł się w ten sposób do wystąpienia p.o. stałego przedstawiciela USA przy ONZ Dorothy Shea, która zadeklarowała, że USA będą bronić terytorium NATO i choć - podobnie jak prezydent Trump - sugerowała, że działania Rosji mogły być nieumyślne, to oceniła je jako wyraz "ogromnego braku szacunku" dla pokojowych starań Waszyngtonu. Bosacki ocenił piątkowe posiedzenie Rady jako sukces, który podkreślił, że większość państw sprzeciwia się rosyjskiej eskalacji.
- Rosjanie usłyszeli praktycznie od wszystkich, że - mówiąc bardzo delikatnie - rozszerzając konflikt, zderzają się z całym światem. Wszyscy, nie tylko Europejczycy, ale też kraje z innych kontynentów, podkreślali, że to, co się stało, to była eskalacja konfliktu ukraińskiego, na czym nikomu nie zależy - przekonywał minister.
- Takie były głosy Chin, takie były głosy z Afryki, ale też były takie głosy nawet Białorusina, który skądinąd kłamliwie nas o pewne rzeczy oskarżał, ale sam powiedział, że Białorusini strącali - nie powiedział wprost, że rosyjskie - ale lecące ze wschodu na zachód drony. To jest rzecz, która z całą pewnością w Moskwie będzie słyszana - dodał.
Odnosząc się do wystąpienia rosyjskiego ambasadora Wasilija Niebienzii, który cytował wypowiedzi Zbigniewa Ziobry i Andrzeja Dudy na poparcie swoich tez, że Ukraina chce wciągnąć Polskę i Zachód w wojnę, Bosacki przestrzegł przed uleganiem rosyjskim prowokacjom.
- Naprawdę na takich posiedzeniach nie rozpoczynajmy, zwłaszcza prowokowani przez Rosjan, jakichkolwiek sporów wewnętrznych. Rosyjski ambasador manipulował słowami niektórych polskich polityków, do których mi nie jest blisko, ale z całą pewnością to on manipulował, a nie oni - uciął minister.
Z Nowego Jorku Oskar Górzyński
***
- W piątek późnym wieczorem zakończyło się zwołane na wniosek Polski nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ ws. wtargnięcia rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną. "Rosjanie usłyszeli, że rozszerzając konflikt, zderzają się z całym światem" - powiedział wiceszef MSZ Marcin Bosacki.
Jeszcze zanim na nadzwyczajnej sesji zebrała się Rada Bezpieczeństwa ONZ, grupa 48 państw oraz Delegatura UE przystąpiły do wspólnego oświadczenia prasowego ws. największego od początku wojny na Ukrainie naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony.
- Jesteśmy tutaj, aby wyrazić nasze głębokie zaniepokojenie i zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na kolejne rażące naruszenie prawa międzynarodowego i Karty Narodów Zjednoczonych, którego dopuściła się Federacja Rosyjska - oświadczył reprezentujący Polskę wiceminister spraw zagranicznych Marcin Bosacki.
Jak dodał, "stanowi to nie tylko naruszenie prawa międzynarodowego, ale także destabilizującą eskalację, która powoduje, że cały region jest bliżej konfliktu niż kiedykolwiek w ostatnich latach".
Kilkadziesiąt minut później na sali obrad Rady Bezpieczeństwa Bosacki podkreślił, że "dziś, po raz pierwszy w historii, zwołano nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ na prośbę Polski".
- Zrobiliśmy to. Zażądaliśmy, aby oświadczyć, że niebo nad Polską, moim krajem, suwerennym państwem, zostało celowo naruszone przez Rosję - powiedział Bosacki.
Minister przypomniał słowa Siergieja Ławrowa z ubiegłego roku, kiedy szef rosyjskiej dyplomacji mówił, że "handlarze śmiercią nie przejmują się faktem, że ich broń metodycznie, celowo i rozmyślnie atakuje cele cywilne".
- Wydarzenia w Polsce, które miały miejsce zaledwie dwa dni temu, po raz kolejny dowodzą, że każde rosyjskie oskarżenie ostatecznie okazuje się przyznaniem do winy - dodał.
Bosacki odniósł się też do rosyjskich sugestii, jakoby drony, które znalazły się w Polsce, nie należały do Rosji albo że znalazły się tam wskutek awarii. Pokazał przy tym zdjęcia szczątków maszyn z rosyjskimi znakami i oskarżył Moskwę o kłamstwo, nazywając język Kremla "neoorwellowskim".
- My w regionie pamiętamy podobną retorykę rosyjskich dyplomatów, gdy Rosja, wówczas sowiecka, zaatakowała Czechosłowację w 1968 r., Węgry w 1956 r. lub Polskę wspólnie z nazistowskimi Niemcami we wrześniu 1939 r. - powiedział.
Bosacki zaznaczył, że skala naruszenia polskiej integralności terytorialnej dowodzi, że to nie mógł być skutek awarii lub błędu.
- Droga do osiągnięcia stabilności i pokoju w regionie jest prosta. Rosja musi zaprzestać swojej barbarzyńskiej wojny przeciwko Ukrainie. Polska nie da się zastraszyć. Nasza determinacja, by stanąć po stronie Ukrainy i bronić zasad suwerenności i integralności terytorialnej, pozostaje niezachwiana - zakończył wiceszef polskiego MSZ.
Większość państw członkowskich Rady - państwa europejskie, Panama oraz Korea Południowa - wyraziła solidarność z Polską i potępiła rosyjskie działania. Wielka Brytania i USA zadeklarowały, że będą bronić każdego cala terytorium NATO, Francja podkreśliła zwiększenie wsparcia dla obrony powietrznej Polski. Przedstawicielka USA Dorothy Shea potępiła to oraz inne działania Moskwy i określiła je mianem "zniewagi wobec Stanów Zjednoczonych".
- Obecne działania, w połączeniu z celowym lub nieumyślnym naruszeniem przestrzeni powietrznej sojusznika USA, świadczą o ogromnym braku szacunku dla podejmowanych w dobrej wierze wysiłków USA mających na celu zakończenie tego konfliktu - oświadczyła Shea.
Chiny i większość afrykańskich członków, a także zastępczyni sekretarza generalnego ONZ Rosemary DiCarlo, wezwali do deeskalacji oraz powstrzymania się od działań zwiększających napięcie.
Ambasador Rosji Wasilij Niebienzia powtórzył tłumaczenia Moskwy, że Rosja nie brała Polski na cel podczas ostatniego ataku na Ukrainę, a zasięg jej dronów uniemożliwiał ich dotarcie do Polski.
- Rosyjskie MSZ jest również gotowe do zaangażowania się w te prace. Jeśli strona polska rzeczywiście jest zainteresowana zmniejszeniem napięć, a nie ich podsycaniem, apelujemy do polskich kolegów o skorzystanie z tych propozycji, zamiast angażować się w dyplomację megafonową () wielokrotnie już oświadczaliśmy, że nie jesteśmy zainteresowani eskalacją napięć z Warszawą - powiedział rosyjski ambasador.
Niebienzia sugerował, że drony mogła wystrzelić Ukraina, wspomniał incydent z Przewodowa z 2022 roku i odwołał się przy tym do słów byłego prezydenta Andrzeja Dudy. Duda, odpowiadając w wywiadzie na początku sierpnia na pytanie, czy po zdarzeniu w Przewodowie władze w Kijowie próbowały wywierać presję, by Polska od razu oświadczyła, że była to rosyjska rakieta, stwierdził: "można tak powiedzieć".
Rosyjski dyplomata wspomniał też słowa byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który przyznał, że rakieta, która wówczas spadła na terytorium Polski, była ukraińska.
Niebienzia zapewnił też, że manewry "Zapad-2025" nikomu nie zagrażają i skrytykował decyzję Polski o zamknięciu granicy z Białorusią. Stwierdził przy tym, że na obecnej sytuacji "korzystają tylko Ukraina i europejska partia wojny". Przekonywał, że Kijów nie jest zainteresowany dialogiem z Moskwą, bo prezydent Wołodymyr Zełenski nie zgodził się na udział w rozmowach w stolicy Rosji.
Słowa ambasadora Rosji o tym, że "to fizycznie niemożliwe, by nasze drony dotarły do terytorium Polski", skomentował we wpisie na platformie X minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który napisał: "Niemożliwe. Cud".
Z kolei były szef BBN, generał w stanie spoczynku prof. Stanisław Koziej, ocenił, że "Rosja w RB ONZ ťrżnie głupaŤ w sprawie swojej operacji dronowej w Polsce w stylu podobnym do manipulacji w sprawie zestrzelenia przed laty przez wojska rosyjskie malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad Ukrainą".
Zdaniem kierującego polską ambasadą w Waszyngtonie Bogdana Klicha ambasador Rosji "kłamie jak z nut", mówiąc, że "władze polskie próbują angażować się w eskalację napięcia w Europie m.in. poprzez oskarżanie bez dowodów Rosji o ten incydent i zamykanie granicy z Białorusią".
W podobnym duchu, co ambasador Rosji, wypowiadał się reprezentant Białorusi, który odrzucił polskie oskarżenia i przypomniał, że Mińsk ostrzegł Polskę przed nadlatującymi dronami, dając jej więcej czasu na reakcję.
Jedno z najostrzejszych wystąpień wygłosił ambasador Ukrainy Andrij Melnyk, który stwierdził, że bez stanowczej reakcji Polska może nie być ostatnią ofiarą prowokacji Kremla.
- Rosja świadomie podjęła decyzję o celowej eskalacji tej wojny. A jeśli ta eskalacja nie spotka się ze zdecydowaną reakcją, Rosja nie poprzestanie na Polsce. Jutro drony, a nawet rakiety mogą spaść na Berlin, Paryż czy Londyn, a pojutrze, kto wie, może nawet przypadkowo przekroczyć Atlantyk - powiedział Melnyk. Wezwał Radę do przyjęcia sankcji przeciwko Rosji i zarzucił ONZ "impotencję i bierność".
- Uroczystym obowiązkiem tej Rady jest zapobieżenie temu scenariuszowi, zanim będzie za późno i powstrzymanie tego szaleństwa, zanim pochłonie nas wszystkich. Wysyłając drony na Ukrainę, a teraz do Polski, nasz sąsiad, Rosja, nie tylko kpi z tej Rady. Pluje nam w twarz, a my grzecznie udajemy, że pada deszcz - dodał ukraiński ambasador przy ONZ.
Podczas briefingu po posiedzeniu Rady Bosacki podkreślił, że większość państw sprzeciwia się rosyjskiej eskalacji.
- Rosjanie usłyszeli praktycznie od wszystkich, że - mówiąc bardzo delikatnie - rozszerzając konflikt, zderzają się z całym światem. Wszyscy, nie tylko Europejczycy, ale też kraje z innych kontynentów, podkreślali, że to, co się stało, to była eskalacja konfliktu ukraińskiego, na czym nikomu nie zależy - przekonywał minister.
- Takie były głosy Chin, takie były głosy z Afryki, ale też były takie głosy nawet Białorusina, który skądinąd kłamliwie nas o pewne rzeczy oskarżał, ale sam powiedział, że Białorusini strącali - nie powiedział wprost, że rosyjskie - ale lecące ze wschodu na zachód drony. To jest rzecz, która z całą pewnością w Moskwie będzie słyszana - dodał.
Było to pierwsze w historii spotkanie Rady Bezpieczeństwa ONZ zorganizowane w tej formule dotyczące Polski, choć Polska była wielokrotnie współwnioskodawcą debat RB w przeszłości, m.in. w sprawie rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie.
W nocy z wtorku na środę Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że w trakcie nocnego ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony. Jak podkreśliło, "jest to akt agresji, który stworzył realne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli". Na rozkaz Dowódcy Operacyjnego RSZ natychmiast uruchomiono procedury obronne.
Te drony, które stanowiły bezpośrednie zagrożenie, zostały zestrzelone przez polskie i sojusznicze lotnictwo - to pierwszy raz w nowoczesnej historii Polski, kiedy w przestrzeni powietrznej kraju Siły Powietrzne użyły uzbrojenia.
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz poinformował w piątek, że według informacji Kancelarii Prezydenta polską granicę przekroczyło 21, a nie 19 rosyjskich dronów. Doniesienia te potwierdził szef MON. - W czwartek przekazywałem w Sejmie informację o 19 naruszeniach przestrzeni powietrznej. Później była informacja ze strony wojska, po kolejnej analizie, że mogło dojść do 21 naruszeń przestrzeni powietrznej - zaznaczył.
***
Podczas Rady Bezpieczeństwa ONZ Rosja próbowała odwrócić kota ogonem i przerzucić winę za naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej na Ukrainę - uważa prof. Patrycja Grzebyk z UW. Jej zdaniem Rada i tak była sukcesem Polski, gdyż większość państw potępiła działania Moskwy.
W piątek późnym wieczorem zakończyło się zwołane na wniosek Polski nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ ws. wtargnięcia rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną. Było to pierwsze w historii spotkanie Rady zorganizowane w tej formule dotyczące Polski, choć Polska była wielokrotnie współwnioskodawcą debat RB w przeszłości, m.in. w sprawie rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie.
Nasz kraj reprezentował wiceminister spraw zagranicznych Marcin Bosacki, który oświadczył, że naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej to naruszenie prawa międzynarodowego i destabilizująca eskalacja konfliktu. Podkreślił, że Polska nie da się zastraszyć i dalej będzie wspierać Ukrainę. Większość państw członkowskich Rady - państwa europejskie, Panama oraz Korea Południowa - wyraziła solidarność z Polską i potępiła rosyjskie działania. USA i Wielka Brytania zadeklarowały, że będą bronić terytorium NATO. Strona rosyjska natomiast powtarzała tłumaczenia, że celem Rosji nie była Polska, a zasięg rosyjskich dronów uniemożliwia ich dotarcie do naszego kraju.
Prof. Patrycja Grzebyk z Uniwersytetu Warszawskiego pytana przez PAP, czy Rada była sukcesem, oceniła, że zdecydowanie tak. - Tak naprawdę wszystkie państwa, poza Rosją i Białorusią, albo wprost odwoływały się do odpowiedzialności Rosji i potępiały rosyjskie działania, albo nawoływały do tego, by nie eskalować i nie rozszerzać tego konfliktu - zauważyła.
Zwróciła uwagę na oświadczenie Chin, które dotychczas były dość neutralne. - Chińczycy zawsze na forum Rady próbują nie opowiadać się po żadnej ze stron, a jednak słowa o tym, że konflikt nie powinien się rozszerzać, padły ze strony chińskiego przedstawiciela - wskazała. Jej zdaniem "wiele ważnych słów" padło podczas tej Rady, np. o tym, że tego typu wtargnięcia mogą być traktowane jako akt agresji.
Odnosząc się do słów przedstawicielki USA Dorothy Shea Grzebyk oceniła, że były one bardzo ważne z perspektywy Polski. - To podkreślenie, że USA będą bronić każdego kawałka ziemi państw NATO, jest szczególnie ważne dla Polski. Bardzo mocne było też oświadczenie Wielkiej Brytanii, która nie bawiła się w delikatność, tylko jasno mówiła o odpowiedzialności Rosji i zapowiedziała, że będzie bronić swojego sojusznika, w tym wspierać go wojskowo - tłumaczyła rozmówczyni PAP.
Zdaniem ekspertki słowa ambasadora Rosji nie są zaskakujące. - Cała wypowiedź ambasadora Rosji miała na celu przekonanie świata, że za atakiem przy użyciu dronów stoi Ukraina i że to kolejna próba eskalacji konfliktu ze strony Ukrainy. Znamy tę retorykę od początku działań zbrojnych Rosji - nie od 2022 r., tylko od 2014 r. - dodała. Jej zdaniem Rosja próbuje "odwrócić kota ogonem" za pomocą kłamliwych oskarżeń, co ma na celu - według Grzebyk - odciągnąć uwagę od odpowiedzialności Moskwy.
- Tłumaczenie Rosji to są kłamstwa, które mogą nas oburzać, ale z drugiej strony przynajmniej podkreśla, że nie widzi możliwości legalnego rozszerzenia konfliktu na terytorium Polski. Moskwa w swojej retoryce nie odrzuca zasad prawa międzynarodowego, tylko próbuje przekłamać rzeczywistość i fakty, tak by były one interpretowane na jej korzyść - spuentowała.
W trakcie Rady Wielka Brytania i USA zadeklarowały, że będą bronić każdego cala terytorium NATO, Francja poinformowała, że zwiększa wsparcie dla obrony powietrznej Polski. Przedstawicielka USA Dorothy Shea potępiła to oraz inne działania Moskwy i określiła je mianem "zniewagi wobec Stanów Zjednoczonych", dodając, że świadczą one o "ogromnym braku szacunku dla podejmowanych w dobrej wierze wysiłków USA mających na celu zakończenie tego konfliktu".
Ambasador Rosji Wasilij Niebienzia powtórzył tłumaczenia Moskwy, że Rosja nie brała Polski na cel podczas ostatniego ataku na Ukrainę, a zasięg jej dronów uniemożliwiał ich dotarcie do Polski.
W nocy z wtorku na środę Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że w trakcie nocnego ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony. Jak podkreślono, "jest to akt agresji, który stworzył realne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli". Na rozkaz Dowódcy Operacyjnego RSZ natychmiast uruchomiono procedury obronne.
Te drony, które stanowiły bezpośrednie zagrożenie, zostały zestrzelone przez polskie i sojusznicze lotnictwo - to pierwszy raz w nowoczesnej historii Polski, kiedy w przestrzeni powietrznej kraju Siły Powietrzne użyły uzbrojenia.
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz poinformował w piątek, że według informacji Kancelarii Prezydenta polską granicę przekroczyło 21, a nie 19 rosyjskich dronów. Doniesienia te potwierdził szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. - W czwartek przekazywałem w Sejmie informację o 19 naruszeniach przestrzeni powietrznej. Później była informacja ze strony wojska, po kolejnej analizie, że mogło dojść do 21 naruszeń przestrzeni powietrznej - zaznaczył.
Widać, że stanowisko USA wobec Rosji urealnia się