Radość - to lubię!

Jan Drzymała

Młodzi księża z Filipin pokazali, jak żyć radością ewangelii nawet w sytuacjach po ludzku beznadziejnych.

Radość - to lubię!

Przyznam, że ta scena przypomina trochę obrazy, jakie często możemy oglądać w amerykańskich filmach – szczególnie tych katastroficznych. Oto siedmiu diakonów staje na ruinach katedry, by przyjąć święcenia kapłańskie. Tajfun, nie tajfun, człowiek musi iść naprzód. I tak od amerykańskiego patosu przechodzimy do rzeczywistości, która się dzieje. To jest rzeczywistość Kościoła. Dar Chrystusa, w którym „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”.

Krótka notka Radia Watykańskiego dziś rano miała już 400 polubień. Jak dla mnie ta informacja i jej popularność są żywymi dowodami na to, że papież Franciszek nie myli się w swojej intuicji, że „radość ewangelii” jest najlepszym sposobem głoszenia Bożego królestwa w świecie.

„Być może straciliśmy wszystko, ale nasza wiara stała się jeszcze silniejsza. Żadna próba, żadna burza, żaden tajfun nie zdoła zniszczyć w nas wiary w Jezusa Chrystusa. A przejawia się to w konkretnych faktach” – oświadczył ks. Amadeo Alvero z biura prasowego episkopatu Filipin, komentując święcenia w ruinach katedry.

Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. Ta nadzieja sięga daleko poza porządek doczesny. Nadzieja, że Bóg ostatecznie i tak da nam szczęście, o jakim nawet nie śnimy, powinna być dla chrześcijan źródłem radości i to radości „zaraźliwej”.

Młodzi księża z Filipin pokazali, że to działa. W ich święceniach wzięły udział tłumy ludzi. Teraz o tym wydarzeniu czytają kolejne osoby. Niby nic wielkiego, a jednak ten wyrazisty dowód zaufania Bogu w chwilach wydawałoby się beznadziejnych jest przykładem realizacji papieskiego wezwania do radosnego przeżywania Dobrej Nowiny w praktyce.