Solidarność

Istotą prawdziwej solidarności jest wrażliwość na nieszczęście i bezinteresowność. Nie ma w niej miejsca na szukanie drugiego dna i polityczny lans.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

W dobie nastawionych na szybkość mediów wydarzenia sprzed roku to niemalże prehistoria. Mimo wszystko warto przypominać. Dziś rocznica trzęsienia ziemi we Włoszech. O godzinie 11:00 poszkodowani i ratownicy wrócili do Amatrice, by modlić się za ofiary (239 0sób) i dziękować. Nie tylko za życie. Także za ocean bezinteresownej pomocy.

Dwa spośród wielu obrazów tu przywołujemy. Olbrzymi plac zapełniony przyniesionymi darami, nad nimi napis: Neapol to nie tylko Camorra. Albo młodzi mediolańczycy. Przygotowali kilka ton jedzenia, wynajęli ciężarówkę, przywieźli na miejsce i… zniknęli.

Jak ów mężczyzna na stacji paliw gdzieś na Pomorzu. Tankował swój samochód, zobaczył strażaka lejącego do bańki benzynę, zapytał do czego ma ona służyć, zapłacił w kasie i odjechał, pozostając anonimowym.

Dwa odległe w czasie i przestrzeni wydarzenia mają jeden wspólny mianownik. Istotą prawdziwej solidarności jest wrażliwość na nieszczęście i bezinteresowność. Nie ma w niej miejsca na szukanie drugiego dna i polityczny lans. Usiłujący to robić są po prostu śmieszni. Żeby nie powiedzieć godni pożałowania. Może nawet bardziej niż ofiary kataklizmów.

Niejako przy okazji odkrywamy ponownie siłę mediów społecznościowych. To one na chwilę obecną są pierwszym źródłem informacji. O rozmiarach zniszczeń, potrzebach poszkodowanych i możliwych formach pomocy. Tu Włosi przebijają Polaków o głowę. Gdy przed kilkoma dniami trzęsienie ziemi nawiedziło Ischię po kilku minutach sieć pełna była informacji o telefonach ratunkowych, podawano numery kont niosących pomoc organizacji, godziny odpływu promów. O błyskawicznej reakcji służb (straż pożarna, obrona cywilna, pogotowie ratunkowe, wolontariusze Czerwonego Krzyża, karabinierzy) nie wspomnę.

Podobnie było w Rytlu. Miało sołectwo szczęście do paru młodych ludzi. Można zastanawiać się czy w tak szybkim tempie poradziło by sobie ze zniszczeniami, gdyby nie bieżące informacje w mediach społecznościowych. Bo przecież nie tylko politycy obudzili się za późno… Tymczasem to na Facebooku i Twitterze można było znaleźć listy najpilniejszych potrzeb. Tam również pojawiły się deklaracje pomocy. Jak chociażby anonimowego właściciela firmy transportowej. Pusta ciężarówka będzie wracała z Wrocławia na Pomorze. Zabierze dary. Można doładować w Poznaniu. Dalej numer telefonu.

Internet to również źródło informacji o wydarzeniach pomijanych lub marginalizowanych. Dwa przykłady: brakuje w polskich mediach relacji z Mitingu Przyjaźni Narodów w Rimini. Albo zapowiedzi mającego rozpocząć się jutro spotkania w Barcelonie: Więcej młodych, więcej pokoju. Szkoda, ponieważ obie inicjatywy to szkoła tak potrzebnego w Polsce dialogu, umiejętności słuchania. W Rimini mówił o tym między innymi kustosz Ziemi Świętej, a jego słowa przypomniał we wtorkowym komentarzu redaktor Andrzej Macura. Warto dołożyć głos księdza arcybiskupa Alfonsa Nossola: „My, chrześcijanie, w tym świecie współczesnym, rozbitym, chcącym się nawzajem wymordować, mamy wreszcie pomyśleć o darze jednania, darze Ewangelii. Bez tego wyniszczymy się sami. To jest właśnie szansa dla Kościoła dzisiaj”.

Bo solidarność to nie tylko gesty wsparcia w sytuacjach klęsk żywiołowych. Jest nią również umiejętność poszukiwania wspólnych dróg, zastępowania argumentów siły siłą argumentów.