Nowa wrażliwość

Przeciętny Kowalski wspiera organizacje charytatywne i marzy o spokoju. By nic nie zakłóciło jego dobrego samopoczucia.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Oswobodzenie Aleppo dla wielu było znakiem końca koszmaru Syryjczyków. Nikt wówczas nie przypuszczał, że najgorsze przed nimi. Obrazy i wiadomości, jakimi jesteśmy karmieni od kilku dni, wprawiają w przerażenie. A przecież nie o wszystkim wiemy. Nie wszędzie dotrą zagraniczni korespondenci. Wszak i oni giną w ogniu walki. Tymczasem nad głowami ofiar toczy się bezduszna walka o wpływy w regionie. Podsyca ją lęk. Mówił o nim wczoraj we włoskim parlamencie przedstawiciel Kurdów, Ylmatz Orkan: „Erdogan trzyma Europę w niewoli, grożąc wygonieniem uchodźców z Turcji”. I ma rację. Chodzi o trzy i pół miliona ludzi. Tymczasem populiści wszelkiej maści nie są w Europie marginesem. Dlatego niewielu, poza Włochami i Niemcami, decyduje się na tak radykalne kroki jak potępiające deklaracje czy embargo na dostawy broni do Turcji. Wczoraj dołączyła Słowacja, ale powiedzmy uczciwie: domaganie się, by rząd domagał się sankcji całej Unii Europejskiej oznacza wszczęcie trwających kilka miesięcy procedur. Mówił o tym w Luksemburgu lider Ruchu Pięciu gwiazd, Luigi di Maio. Tymczasem giną ludzie…

Wielu zastanawia się, co w obecnej sytuacji może zrobić przeciętny Kowalski. Przecież wspiera organizacje humanitarne, cieszy się z sukcesów akcji „Rodzina rodzinie”, czasem chwyci za różaniec, modląc się o pokój. Ale też jest prawdą, że Kowalski marzy o spokoju. By nic nie zakłóciło jego dobrego samopoczucia, nie zmuszało do podejmowania nowych wyzwań. Pomogę, wesprę, ale niech mi dadzą święty spokój. Odpowiedzialni za politykę o tym wiedzą. I robią wszystko, by mu ten spokój zapewnić. Jeden z nich nawet był autorem słynnych dekretów o bezpieczeństwie. Tymczasem giną ludzie…

W kontekście postawionego wyżej pytania inny obraz. Już nie z Syrii. Przed kilkoma dniami włoskie media poinformowały, że na brzeg Lampedusy morze wyrzuciło dwanaście ciał. Wśród nich matka, trzymająca w objęciach ośmiomiesięczne dziecko. U nas były wybory, więc informacja nie miała szansy przebicia się na pierwsze strony. Ale nawet gdyby przebiła się… Komentarz znajomego: „W Polsce politycznie poprawnym jest bycie niewzruszonym na takie notizie. Smutne”. Dlatego nie mam złudzeń. Rysunek, jaki pojawił się w sieci, już mało kogo wzrusza.

Na wszelki wypadek przetłumaczę. „Mamo, gdzie jest Europa? Na dnie morza”. Tymczasem ludzie giną…

Gdy umierający Prymas Tysiąclecia mówił, że nie daje żadnych wskazówek na przyszłość, gdyż przyjdą nowe wyzwania, nikt nie wiedział, jakie one będą. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wydawało się, że miał na myśli upadek murów. One, owszem, rzeczywiście padły, ale na ich miejsce wyrosły nowe. Nie tylko na granicach. Przede wszystkim w sercach. Jeśli zatem przeciętny Kowalski ma jakieś zadanie do odrobienia, jest nim zburzenie tych murów, kształtowanie nowej wrażliwości serca, bez której nie będzie ani pokoju, ani pomyślności. Bo najgorszym, co może nas spotkać, nie jest wypędzenie milionów uchodźców syryjskich z Turcji. Najgorszym, co może nas spotkać, jest obojętność. Z nią nikt nie będzie bezpieczny. Nawet wśród swoich.