Znaki nadziei

Podobno szukanie więcej znaczy niż znalezienie, a nadzieja jest piękniejsza od satysfakcji.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Europejskie Spotkanie Młodych za nami. Jednym z punktów programu było pielgrzymowanie do miejsc nadziei. Wśród wielu odwiedzonych miejsc było spotkanie z wrocławską inicjatywą „Zupa Wolności”. Piotr Żyłka napisał na Instagramie: „Dziś popołudniu wszystkie osoby w kryzysie bezdomności spotykające się na Zupie na Wolności zostały specjalnymi gośćmi @taize.wroclaw , każdy z nich dostał specjalne zaproszenie na posiłek dla uczestników spotkania i razem zjedliśmy kolację”. Jeden z wielu sposobów na to, by chrześcijanie, tak gdzie żyją i mieszkają, jawili się jako sól i źródła światła w świecie.

Zdjęcie i zamieszczony pod nim komentarz przywołały wspomnienia. Starsza kobieta pod Budapesztem. Jej mąż został zastrzelony w 1956 roku. Wychowała trójkę dzieci. Podczas noworocznego obiadu promieniowała nadzieją, pozwalającą jej – tak się domyślaliśmy – pokonać wszystko, co w jej życiu było bolesne i trudne.

Inny obraz. Gauting, maleńka miejscowość pod Monachium, gdzie w lokalnej diakonii zaangażowanych było kilkadziesiąt osób. Opieka nad starszymi, chorymi i objęcie patronatem jednej szkoły bodajże w Zambii. W salkach przy kościele mały sklepik, w którym kupując afrykańskie towary można było wesprzeć tamtejszą społeczność. I – oczywiście – galeria fotografii.

Praga była zupełnie inna historią. Po latach dopiero, czytając rozmowy z bratem Markiem odkryłem, że spotkani wówczas Włosi z Bari należeli do wspólnoty, która narodziła się podczas odwiedzin braci w tym mieście. Rozmowy z nimi uświadomiły młodym Polakom, że są na najlepszej drodze, by wreszcie konkretnie się zaangażować. A nam wydawało się, że już tak wiele robimy…

Zastanawiam się, gdzie, do kogo, mógłbym zaprowadzić w mojej parafii. W małej wspólnocie trudno o wielkie inicjatywy. Dlatego zamiast o miejscach trzeba mówić o ziarnach nadziei. Znalazłem jedno takie. Przed świętami. Ministranci chwalili się swoim nowym nabytkiem. Czyli kimś, kto po długich wahaniach dołączył do grupy. Zobacz, zwrócili się do jednego z najstarszych kolegów, akurat wchodzącego do zakrystii, mamy następców. Ten zadumał się i niespodziewanie, dla mnie i kolegów, odparł: pięknie, że mamy następców. Ale kto zastąpi proboszcza, gdy kiedyś go zabraknie.

Zapadła cisza. A ja pomyślałem, że z naszym Kościołem jeszcze nie jest tak źle, skoro są w nim młodzi, odpowiedzialnie myślący o jego przyszłości.