Nucił sobie chorał. Święcenia kapłańskie pierwszego benedyktyna z Ukrainy

Magdalena Dobrzyniak

publikacja 20.03.2021 09:15

W Tyńcu został zapamiętany jako... strażak i dobry człowiek. Brat Leopold jest pierwszym w historii ukraińskim benedyktynem. Formację zakonną odbył w opactwie tynieckim, ale miejscem jego święceń kapłańskich jest Lwów, gdzie właśnie rozpoczyna swoją misję.

Nucił sobie chorał. Święcenia kapłańskie pierwszego benedyktyna z Ukrainy Archiwum br. Leopolda Brat Leopold wrócił do ojczyzny, gdzie powstał pierwszy w historii męski klasztor benedyktynów.

Leopold Rudziński poznał Kościół katolicki jako nastolatek. Pod wpływem mamy, która pochodziła z rodziny prawosławnej, ale przeszła na katolicyzm, przyjął chrzest.

W 2000 r. chłopak przystąpił do spowiedzi, która - jak dziś twierdzi - zmieniła jego życie. Był pod wielkim wrażeniem księdza, który go wyspowiadał, i wówczas po raz pierwszy pomyślał, że mógłby przejść przez życie jak on, poświęcając się Bogu. - Chodziłem z tą myślą długo. Początkowo brałem pod uwagę, że będę księdzem diecezjalnym. Służyłem do Mszy św. u nas, w katedrze w Żytomierzu. Ale później zostałem ministrantem w mojej rodzinnej parafii, prowadzonej przez franciszkanów. W naturalny sposób ta wspólnota mi się spodobała. Wciąż jednak czegoś mi brakowało - wspomina. Wiedział jedno: pragnął modlitwy, trwania we wspólnocie, śpiewu. Nie wiedział jednak, gdzie i w jaki sposób takie powołanie można realizować.

Kiedy przeczytał wydaną przez franciszkanów w Moskwie książkę "Święty Benedykt, człowiek Boży", wiedział już, że znalazł odpowiedź na swoje pragnienia. - Zrozumiałem, że to dzieło jest przeznaczone dla mnie. Zacząłem intensywnie szukać kontaktu z benedyktynami - opisuje swoje olśnienie.

Znajoma miała kontakt z siostrami benedyktynkami w Żytomierzu. Leopold nie znał tego klasztoru, który - jak wszystkie klasztory benedyktyńskie - mieści się na uboczu i niewiele osób o nim wie. Na szczęście udało mu się nawiązać kontakt z siostrami. Tam spotkał ojców z Tyńca, którzy przyjeżdżali głosić im rekolekcje.

- Do Tyńca pojechałem po raz pierwszy w 2004 roku. Wcześniej skończyłem szkołę, odbyłem służbę wojskową. W opactwie spędziłem kilka dni, przeżyłem tam Triduum Paschalne. Ogromne wrażenie zrobił na mnie wtedy chorał gregoriański. Potem cały czas nuciłem sobie melodie, które tam usłyszałem - opowiada ukraiński mnich. Dostał książki, Regułę św. Benedykta, ale odmówiono mu przyjęcia do wspólnoty.

- Ówczesny opat bał się, że będę domagał się założenia klasztoru na Ukrainie, choć nie miałem takich intencji. Słabo mówiłem wtedy po polsku, widocznie mnie nie zrozumiał. Trudno. Pojechałem do domu - wspomina br. Leopold.

Po powrocie na Ukrainę rozpoczął studia w Instytucie Nauk Teologicznych w Gródku, by mimo wszystko przygotować się do życia zakonnego. W tym czasie w Tyńcu odbyły się wybory nowego opata - Bernarda Sawickiego. Przed Leopoldem otworzyła się perspektywa powrotu. - Dostałem wiadomość, że mam przyjechać, kiedy tylko zechcę. Przyznaję, że miałem moment zawahania, ale ostatecznie zadecydowałem: jadę - mówi. Był listopad 2005 roku. Brat Leopold odbył krótki staż przed wstąpieniem do wspólnoty mnichów tynieckich, porozmawiał z opatem i 12 stycznia 2006 r. został przyjęty.

W Tyńcu dał się poznać jako jeden z czterech mnichów, którzy od 2018 r. służą w Ochotniczej Straży Pożarnej. Są gotowi zamienić habit na mundur w każdej sytuacji zagrożenia. Wstąpili w szeregi strażaków, bo znają zabytkowe budynki opactwa i w razie niebezpieczeństwa mogą pokierować druhami z OSP.

- Nigdy nie myślałem o klasztorze na Ukrainie. Czekałem, modliłem się o powołania z mojego kraju, bo bez nich nie ma mowy o założeniu nowej wspólnoty. U nas, podobnie jak w Polsce, nie jest kolorowo z powołaniami. Kiedyś było po 6-8 kandydatów, teraz jak przyjdzie jeden, to jest radość - podkreśla br. Leopold.

- Duchowość benedyktyńska jest wymagająca, życie we wspólnocie benedyktyńskiej nie jest łatwe. Jest rytm dnia, do którego trzeba się dostosować, czas zaplanowany przez wspólnotę. Może dlatego nawet w Polsce nie ma dużo klasztorów benedyktyńskich? - zastanawia się.

Jego zdaniem, sporą rolę odgrywa tu mentalność. - Słowianie mają większą potrzebę wolności. Nie lubią dyscypliny, posłuszeństwa, cierpliwego trwania, podporządkowania się - uważa mnich. Ma jednak nadzieję, że powołań do zakonu benedyktyńskiego będzie w jego ojczyźnie więcej.

Wrócił do kraju, by rozpocząć misję we Lwowie. Paradoksalnie wypełniły się obawy dawnego opata tynieckiego - Leopold jest jednym z czterech mnichów, którzy rozpoczęli właśnie posługę w kapelanii przy klasztorze św. Józefa sióstr benedyktynek.