O święta Gertrudo!

Czy dwa koty to same kłopoty?

O święta Gertrudo!

No tośmy się z Żoną doczekali drugiego kota. Tośmy sobie piwa nawarzyli. No to teraz mamy… Dom podzielony na dwie strefy wpływów. Jak dwie Koree. Dwie Irlandie. NRD i RFN. Z plastykową siatką ogrodową, chwilowo oddzielającą kuchnię od dużego pokoju.

W pokoju stary, dobry, ni to śpiący, ni medytujący Tumnus - niedługo upłynie 6 lat odkąd do nas trafił. Ktoś go kiedyś wyrzucił z samochodu, potem jakiś czas się błąkał. W końcu znalazł się w domu tymczasowym, a na koniec u nas. Imię oczywiście na cześć słynnego fauna z Narnii.

W kuchni natomiast króluje Kanajewa – 1,5-roczna, ale wciąż jeszcze dziecinna (kocinna?) chuliganka. Holka-demolka. Wulkan energii. Zaczepiara i co tam jeszcze. Najprawdopodobniej wkrótce trafiłaby do schroniska (z pewnych przyczyn dotychczasowi właściciele nie mogli się nią już dłużej nią opiekować), więc zdecydowaliśmy się wziąć ją na okres próbny. Trochę nam w tym czasie nawywijała, ale, co tam. Zostaje! 

Zostaje i… dalej swoje. Na Tumnusa syczy. Mnie łapą po łapach daje. Co się da, zrzuca, przewraca i potem urządza sobie na podłodze hokejové mistrovství světa. Może to imię nie było zbyt fortunne? Może rzeczywiście nomen = omen. Bo Kanajewa to na cześć Daszy Kanajewej – bohaterki rosyjskiego serialu „Hotel Eleon”, która nie tylko, że w kaszę nie daje sobie dmuchać, ale i świetnie zna karate! Nasza Kanajewa też jakieś dziwne wyskoki nam serwuje. W powietrzu cuda wyczynia. Raz po raz atakuje te nasze „zasieki” na granicy tumnusko-kanajewskiej. Po prostu pięknie…  

Żona śmieje się, że teraz u nas trochę, jak w gospodarstwie. Rano trza wstać, nakarmić koty, napoić, kuwety opróżnić, poogarniać to wszystko, pozamiatać. Mnie to zamiatanie przypomina raczej jakieś duchowe ćwiczenia buddyjskiego mnicha. Zasuwając z miotełką uczę się wytrwałości, cierpliwości, koncentracji… :)

O święta Gertrudo z Nijvel! Opiekunko kotów. Coże się to teraz u nas w domu wyprawia?

No dobra, trochę koloryzuję. Bo tak naprawdę z tymi dwoma kotami fajnie jest. Trzeba tylko teraz chodzić w mieszkaniu dookoła, przez przedpokojową śluzę i nie dopuszczać do ich spotkania w jednym pomieszczeniu. Bo wtedy to już draka gwarantowana + doniczki pozrzucane, szklanki porozbijane itp. Ale tak poza tym – szafa gra. Do tego stopnia, że czytamy sobie teraz z Żoną wspólnie książkę „O kotach” noblistki Doris Lessing, która pisze m.in. tak:

Jakim rozkosznym stworzeniem jest kot! Momenty radosnego zaskoczenia w ciągu dnia, miękka, ciepła gładkość pod ręką, kiedy budzicie się zimną nocą, gracja i wdzięk nawet u zupełnie zwyczajnego dachowca... Kot kroczy przez wasz pokój - i w tym samotnym marszu widzicie leoparda czy nawet panterę, obraca ku wam głowę - i żółty blask jego oczu mówi wam wyraźnie, jaki egzotyczny gość zawitał w wasze progi, darząc was swoją przyjaźnią...  

A co dziś z multimediów? Oczywiście także koci teledysk. Pewnie Bernard Butler i jego „Not Alone” już tu kiedyś było, ale nie mogę się powstrzymać, by nie zakończyć tym właśnie klipem. Więc jedziemy: