Statio Orbis: pamiętamy

Dziś mija pięć lat. Plac Świętego Piotra zionący pustką. Ale i – a może przede wszystkim – wypełniony nadzieją.

Statio Orbis: pamiętamy

Pustką? Brak ludzi nie oznacza jeszcze pustki. Raczej prowokuje do postawienia pytania o niewidoczną obecność. O to „coś”, co straciliśmy z oczu, zagubiliśmy, może sprzedaliśmy za trzydzieści srebrników tak zwanego lepszego życia, naiwnej wiary, że może być tylko lepiej…

Zatem Plac pusty, a równocześnie zapełniony. Na środku, w strugach deszczu Franciszek, obok On – w znaku krzyża, przyniesionego z kościoła San Marcello al Corso i Ona – w znaku obrazu Salus Populi Romani. Może kolejność trzeba zmienić… On, Ona, Franciszek…

Bolesna diagnoza: „Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie”. Bolesna, ale potrzebna. Nie można leczyć człowieka, nie można leczyć świata, nie wiedząc na co choruje. Tamten czas ujawnił inne, niż Covid choroby świata.

Gdyby tylko o diagnozę chodziło papieska obecność w tym dniu na Placu byłaby krzykiem rozpaczy. Dlatego tak ważna były dwa wspomniane wyżej znaki: Krzyża i Obrazu. Punkt odniesienia. Dziś, po pięciu latach, dziennikarz watykańskich mediów napisał: „miliony ludzi, nawet niewierzących, odnaleźli punkt odniesienia, przewodnika na chwile samotności i zagubienia”.

Z perspektywy czasy widzę pewną analogię między Statio Orbis i rozważaniami drogi krzyżowej, napisanymi przez ówczesnego Kardynała Ratzingera i wygłoszonymi w Koloseum, w 2005 roku. Oba teksty oparte były na tym samym fragmencie Ewangelii: burza na morzu. I taki przekaz poszedł w świat. Pamiętam nagłówki w mediach. Większość wskazywała na burzę. Tymczasem i Ratzinger, i Franciszek, wskazywali na obecność Pana. Warto o tym pamiętać także dziś, gdy to, co obserwujemy wokół nas zdaje się być zapowiedzią już nie burzy, ale sztormu o wysokiej skali.

Pamiętamy… Pamiętać… „Burza odsłania wszystkie postanowienia, by ‘zapakować’ i zapomnieć o tym, co karmiło dusze naszych narodów; wszystkie te próby znieczulenia pozornie ‘zbawczymi’ nawykami, niezdolnymi do odwoływania się do naszych korzeni i przywoływania pamięci naszych starszych, pozbawiając nas tym samym odporności niezbędnej do stawienia czoła przeciwnościom losu” – mówił przed pięciu laty Franciszek.

Pamiętamy… Pamięć… „Biblia mówi – czytamy w Słowniku teologii biblijnej – o pamięci Boga o człowieku i pamięci człowieka o Bogu. Wszystkie te obustronne wspomnienia wiążą się z jakimiś wydarzeniami z przeszłości, kiedy to człowiek pozostawał w pewnej relacji do Boga. Wspomnienia mają właśnie na celu przypomnienie owych wydarzeń i przywrócenie na nowo tamtych stosunków. Tak się rzecz ma w przypadku Boga i Jego ludu. Pamięć biblijna ma za przedmiot spotkania, do których doszło w przeszłości i które w rezultacie doprowadziły do zawarcia przymierza. Przypominając te fakty, pamięć umacnia przymierze”.

Ożyła przestrzeń wokół nas. Zapełniły się place, szkoły, miejsca odpoczynku. Pytanie na ile ożyła nasza pamięć. Nie o zamkniętych domach, strachem, pustych ulicach. Na ile ożyła pamięć umacniająca przymierze. Dającą odporność „do stawienia czoła przeciwnościom losu”.