Baranki, zajączki, kurczaczki

Niby trochę kicz, ale jednak świąteczny. Tymczasem u mnie…

Baranki, zajączki, kurczaczki

Tymczasem u mnie borsuki, rysie, kraby, tury i inksze takie, opancerzone ustrojstwa, po głowie chodzą. A właściwie jeżdżą. Tu pokaz, tam przejazd, jeszcze gdzie indziej prezentacja makiet, miniatur, targi techniki wojskowej.

W dzieciństwie trochę się tym człowiek, za przeproszeniem, jarał. Zwłaszcza, że chrzestny był mocno wojskowy, więc podrzucał jakieś modele do sklejania, jakieś „Młode Techniki” do czytania, „Złoto dla zuchwałych” i „Parszywą dwunastkę” na kastetach VHS, choć w telewizji wciąż jeszcze królowali „Czterej pancerni i pies”.

Ale to było dawno. Na przełomie. Nawet nie wieków, a jeszcze dawniej, bo dekad. Lat ’80 i ’90. I wydawało się, że pozostanie tylko wspomnieniem. Jak jeszcze wcześniejsze opowiastki o dziadku z Afrika Korps, w wyobraźni dziecka bezproblemowo łączące się z filmami o przygodach Indiany Jonesa.

Tymczasem 35 lat później znów militaryzuje nam się rzeczywistość. I to na całego. Ale czy może być inaczej?

Kawałek dalej, na/w Ukrainie mamy to co mamy. Kolejny w dziejach dyktatorek używa sobie ile wlezie, a ludzie cierpią. Święta, nie święta. Te, czy inne - inwazja trwa.

U nas, dzięki Bogu, ma ona wciąż jeszcze inną postać – np. „komercyjną”. Bo czołgów i transporterów nie widzę pod domem, a tylko w internecie. Non stop reklamują mi się ostatnio klocki konstrukcyjne, plastikowe modele pancerne, „Czołgi i wozy opancerzone Rosji od roku 1990 do dzisiaj” i cały ten, zabawkowo-hobbystyczny, wirtualny bazar.

Ale to też już jakiś znak. Zapowiedź. Zresztą tych ostatnich naprawdę nam nie brakuje. Zwłaszcza tu u nos, na Śląsku. Kolejny etap restrukturyzacji i przebranżawiania się nadchodzi. Informacja z ubiegłego tygodnia: Rafako nie będzie już produkować kotłów, a przerzuci się na produkcję zbrojeniową.

I bardzo dobrze. Bo innego wyjścia przecież nie ma. Więc oglądam sobie wszystkie te rosomaki, jenoty, świstaki, daglezje. Znowu zaczynam się interesować. Jak za bajtla, w dzieciństwie.

Kto by to pomyślał…