W imię słusznych idei

Brak komentarzy: 0

Andrzej Macura Andrzej Macura

publikacja 19.11.2012 13:10

Dziś w subiektywnym przeglądzie prasy głównie o tym, że tak zwana obiektywna wiedza o świecie bywa mocno uwarunkowana naszym chciejstwem.

W Rzeczpospolitej dziś ciekawy tekst Ewy Czaczkowskiej o tym, jak rząd (w osobie ministra Boniego) próbuje wykiwać biskupów. Oczywiście w sprawie Funduszu Kościelnego. Już wydawało się, że są podstawy do porozumienia. Z publikacji na stronie MAC wynika jednak, że porozumienia nie będzie, a cała sprawa ze strony rządu jest tylko stwarzaniem sobie alibi w wypadku, gdyby biskupi jednak skierowali sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Czytając takie rzeczy ręce opadają. Czy naprawdę rządzących nie stać na to, żeby występować z otwarta przyłbicą? Tak sobie wzięli do serca mądrość z Tytusa, Romka i Atomka, że działanie podstępem ma przyszłość nie tylko w szkole, ale też…

Znacznie  bardziej dramatyczna opisana została na stronie A9. W artykule „Reforma dramatyczna dla pięciolatków” Artur Grabek opisuje sytuacje pięciolatki, która z powodu pójścia do szkoły nabawiła się poważnych problemów psychicznych. „Ale wyjścia nie ma” – pisze autor. „Dziecko, mimo że nie jest przygotowane emocjonalnie do pójścia do szkoły, edukację musi kontynuować”. Szczęka opada, scyzoryk w kieszeni się otwiera. Jak to nie ma wyjścia? Dziecko musi chodzić do szkoły, choćby miało do reszty stracić zdrowie? A podobnych problemów jest więcej, bo szkoły nie sa do reformy dobrze przygotowane. A ministerstwo? Na razie nie zajmuje głosu w sprawie, czy można dziecko „wycofać ze szkoły” i zapowiada kontrole. To przecież kompletna paranoja. Przepis jest ważniejszy niż dobro dziecka? I to w dodatku, gdy jego ominięcie nic nie kosztuje? Brak słów…

W Gazecie Wyborczej na pierwszej stronie o nowej wystawie pewnego artysty, który niegdyś przygniótł papieża meteorytem (w swojej kreacji tylko oczywiście). Rozwinięcie materiału na stronie 16. Ale już zdjęcie na pierwszej stronie wystarcza: padły koń, a nad nim tabliczka z napisem… INRI. Wszystko jasne. Jeśli artysta szukając rozgłosu musi uciekać się do takich prowokacji, musi być artystą kiepściutkim. Widać w sam raz na pierwszą stronę w Wyborczej. Wiadomo, tego czy owego oburzy i znów będzie o gazecie głośno. Czego moje pisanie jest najlepszym dowodem. Ale wydaje mi się, że w przeglądzie prasy udawać, że sprawy nie ma, byłoby głupio.

Znacznie ciekawszy artykuł na stronie dziewiątej. Też o szkolnych absurdach. „Nóż na twarzy nastolatki”, autorstwa Olgi Szponar i Jarosława Sidorowicza. Rzecz o wydarzeniu, które dwa lata temu wstrząsnęło cała Polską: gimnazjalistka zaatakowała swoje koleżanki nożem. Autorzy artykułu rozmawiają z jedną z dyżurujących wtedy nauczycielek, która – zdaniem niektórych – nie zareagowała prawidłowo. Tekst jak tekst. Dość wyważony. Przytoczono wypowiedzi wielu znających się na rzeczy, którzy biorą kobiety w obronę. Zdumiewa tylko, że są ludzie, którzy wymagają, by nauczycielki zareagowały wdaniem się w szamotaninę z dziewczyną z nożem w ręku. Nie chodzi już nawet o to, że same mogłoby zostać zranione. Ale zastanowił się ktoś co by było, gdyby w czasie takiej interwencji dziewczynie się zraniła? Tak, prawnik Mirosław Sanek, adwokat matematyczki. Przytacza przykład nauczyciela z Kryłowa, który stanął przed komisją dyscyplinarną za to, że rozdzielając chłopaków podczas bójki jednemu z nich wykręcił palec. Niestety, jak to powtarzam z uporem maniaka, pomysły niektórych „speców od edukacji” zupełnie nie liczą się z realiami. Ilustruje to także przykład opisany w Rzeczpospolitej. Gdy pojawia się konflikt między ideałami a rzeczywistością, przegrywają oczywiście te drugie.

W Naszym Dzienniku na pierwszej stronie tekst „Znakomita premiera” autorstwa Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej. Rzecz o nowej warszawskiej scenie „Nasz Teatr”.  Inauguracyjne przedstawienie,  pod tytułem „Lekcja historii według Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza, Stanisława Wyspiańskiego i Mariana Hemara” zaprezentowano w dolnym kościele pw. Wszystkich Świętych przy Placu Grzybowskim. Przedsięwzięciu patronuje „Nasz Dziennik”.

Na stronie piątej artykuł Zenona Baranowskiego „Pirotechnik od tupolewów nie żyje”. To o niewyjaśnionej śmierci funkcjonariusza BOR w Kazachstanie. Sprawa o tyle jest ciekawa, że zmarły w przeszłości zajmował się sprawdzaniem rządowych tupolewów. Póki co zagadka jego śmierci nie została wyjaśniona. Nasz Dziennik trzyma rękę na pulsie.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..