publikacja 09.09.2008 09:58
Najwyraźniej nikomu nie przyszło do głowy przyjrzeć się tym wynikom dokładniej choćby po to, by stwierdzić, co respondenci rozumieją przez religię bądź etykę i do jakiej koncepcji tych przedmiotów się odnoszą.
Czytam wyniki sondaży na temat religii w szkole, opublikowane przez Gazetę Wyborczą. Wynika z nich, że uczniowie (licealiści, bo młodszych nie pytano) oraz ich rodzice chcą dzieci posyłać na religię, która jednak będzie wiedzą historyczno-kulturową, najlepiej dotyczącą wielu systemów wierzeń. Jednocześnie większość oczekuje, że wiedza ta nie będzie oceniana, a jeśli już, to nie będzie wliczana do średniej i nie będzie można z niej zdawać egzaminu maturalnego. Uzasadnienia niestety nie podano, a przecież nie sposób odwołać się w tym momencie do dyżurnego argumentu o niemożności oceniania wiary, bo nie o wierze mówimy. Żeby było jeszcze ciekawiej, w Gazecie Wyborczej trwa dyskusja na temat etyki w szkole, zapoczątkowana przez felieton Magdaleny Środy. Z wielkich haseł, zapowiadających uczenie młodzieży myślenia i oceniania, niewiele niestety pozostało. Etyka – według opublikowanego wczoraj komentarza - ma być alternatywą dla religii w tym sensie, że ma formować etycznie osoby o światopoglądzie laickim. Cóż, wobec tego proszę nie wymagać, by religia w szkole nie zawierała elementu formacyjnego. Proponowałabym też przestać mówić o etyce jako takiej, a zacząć mówić o etyce laickiej (dokładniej, cytując Adama Kalbarczyka: „laicka etyka humanistyczna, z tradycjami liberalnymi i racjonalistycznymi, sformułowana najpełniej przez europejskie oświecenie”). Tylko czy z takiego przedmiotu, którego celem nie jest zdobycie przez uczniów wiedzy, ale formacja, można wystawiać oceny, już nie mówiąc o wliczaniu ich do średniej albo zdawaniu matury? Prosiłabym komentatorów o zdecydowanie się: albo mówimy o wiedzy, która może i powinna być oceniana, albo o formacji, którą faktycznie oceniać trudno. Na razie obraz, jaki wyłania się z przedstawionych wyników sondażu przypomina groch z kapustą. Najwyraźniej nikomu nie przyszło do głowy przyjrzeć się tym wynikom dokładniej choćby po to, by stwierdzić, co respondenci rozumieją przez religię bądź etykę i do jakiej koncepcji tych przedmiotów się odnoszą. A że w efekcie dostajemy kilka nic nie znaczących wskaźników procentowych (bez kontekstu i interpretacji są one faktycznie bezużyteczne), to już nie problem. W końcu publikowanie wyników sondaży nie musi służyć poznaniu przez czytelników rzeczywistej opinii społecznej na dany temat.
Groch z kapustą