Trwająca od dwóch lat wojna w Strefie Gazy to dla Izraelczyków przede wszystkim walka o uwolnienie zakładników porwanych 7 października 2023 r. Napaść Hamasu i wojna pogłębiły podziały w izraelskim społeczeństwie, zachwiały jego zaufaniem do państwa oraz wzmocniły poczucie izolacji i niezrozumienia przez świat.
W Izraelu na każdym kroku można zobaczyć żółte wstążki, symbolizujące pamięć o zakładnikach w Strefie Gazy, i plakaty ze zdjęciami porwanych. Historie opisujące tragedię ofiar ataku 7 października od dwóch lat zajmują główne miejsce w serwisach informacyjnych.
Dwa lata temu ok. 6 tys. palestyńskich bojowników przedarło się ze Strefy Gazy na południe Izraela, zabijając blisko 1200 osób i porywając 251. Był to największy atak terrorystyczny w historii Izraela, a wywołana nim wojna jest już najdłuższym ciągłym konfliktem zbrojnym od początku istnienia państwa.
- Izrael to żydowskie państwo, przyjeżdżają do niego Żydzi z całego świata w przekonaniu, że tylko tutaj mogą żyć bezpiecznie. 7 października zmienił wszystko. Utraciłem zaufanie do państwa. Terroryści mordowali całe rodziny chroniące się we własnych domach, a wojsko nic nie zrobiło - powiedział PAP Chaim z południowej Jerozolimy. Ojciec czwórki małych dzieci dodał, że od ataku Hamasu nie zasypia bez noża przy łóżku, by w razie czego móc obronić rodzinę.
Wojna wzmocniła i tak głębokie podziały polityczne w izraelskim społeczeństwie. Od miesięcy dochodzi do regularnych, masowych (w szczytowych momentach na ulicę wychodziło kilkaset tysięcy osób) protestów wzywających premiera Benjamina Netanjahu do zawarcia rozejmu z Hamasem, co pozwoliłoby na uratowanie zakładników. Liczba porwanych stopniowo malała; część z nich uwolniono w ramach kolejnych zawieszeń broni, część została zamordowana, a armia odzyskała ich ciała. W Strefie Gazy pozostaje obecnie 47 zakładników uprowadzonych dwa lata temu. Według izraelskich władz 20 z nich wciąż żyje.
Demonstranci i opozycja oskarżają Netanjahu o sabotowanie dotychczasowych negocjacji rozejmowych, a przez to - narażanie porwanych, oraz kontynuowanie wojny z politycznego wyrachowania, by nie utracić poparcia skrajnie prawicowych koalicjantów. - To zdrada. On porzucił własnych obywateli w obliczu największej tragedii, jaka spotkała państwo izraelskie - powiedziała PAP podczas jednego z protestów pochodząca z Hajfy Gal.
Netanjahu, który urząd premiera sprawuje z przerwami w sumie ponad 18 lat, kieruje teraz najbardziej prawicowym gabinetem w historii Izraela. Wzrost znaczenia ekstremistycznych ugrupowań na scenie politycznej prowadzi także do radykalizacji debaty publicznej.
Minister finansów i lider partii Religijny Syjonizm Becalel Smotricz powiedział rok temu, że Izrael dostarcza pomoc do Strefy Gazy z powodu międzynarodowej presji, chociaż zagłodzenie mieszkających tam Palestyńczyków mogłoby być "usprawiedliwione i moralne". Te słowa wpisują się w szereg wypowiedzi prawicowych polityków izraelskich, które dehumanizują ludność Strefy Gazy, obarczają ją zbiorową winą za zbrodnie Hamasu i nawołują do jej wysiedlenia.
Poza pewnymi wyjątkami główne izraelskie media przez długi czas praktycznie nie relacjonowały dramatu dotkniętych wojną palestyńskich cywilów. Sytuacja zaczęła się zmieniać latem 2025 r., gdy na świecie pojawiały się coraz liczniejsze doniesienia o panującym w Strefie Gazy głodzie, wywołanym izraelskimi blokadami pomocy. Według kontrolowanych przez Hamas władz w wojnie zginęło dotąd ponad 67,1 tys. Palestyńczyków.
- Nie możemy udawać, że to się nie dzieje. Nasz rząd głodzi bezbronne dzieci, to nie tylko zbrodnia, to po prostu zniszczy nasz naród, jego duszę - zaznaczył w rozmowie z PAP 28-letni Juwal, który na jednej z wrześniowych manifestacji w Jerozolimie trzymał transparent z hasłem "powstrzymać ludobójstwo".
Nie jest to postawa reprezentowana przez większość izraelskiego społeczeństwa. W lipcowym badaniu Izraelskiego Instytutu Demokracji (IDI) ankietowanym zadano pytanie, czy są poruszeni doniesieniami o głodzie i cierpieniach cywilów w Strefie Gazy. 20 proc. izraelskich Żydów (stanowiących ok. 80 proc. ludności państwa) odpowiedziało, że jest tym bardzo lub w pewnym stopniu zaniepokojona, 23 proc. - że się tym nieco przejmuje, a najwięcej ankietowanych, ponad 53 proc., odpowiedziało, że nie jest tym w ogóle poruszona.
Wojna wzmacnia też kolejny konflikt wewnątrz izraelskiego społeczeństwa - spór o pobór do wojska ultraortodoksyjnych mężczyzn (charedim), do tej pory zwolnionych ze służby wojskowej. Rząd, zmuszony wyrokiem Sądu Najwyższego, próbuje uregulować tę kwestię, co powoduje napięcia w relacjach z religijnymi partiami koalicyjnymi. Regularnie dochodzi do starć między policją a protestującymi przeciw poborowi ultraortodoksami. Partie świeckie zaznaczają, że nie można godzić się na zbiorowe zwolnienie jakiejś grupy społecznej ze służby, gdy kraj prowadzi wojny, a żołnierze giną w walce.
Podczas ataku 7 października 2023 r. i w następujących po nim wojnach zginęło 1152 żołnierzy, policjantów i innych funkcjonariuszy. Oprócz ok. 170 tys. zawodowych i poborowych żołnierzy po wybuchu wojny powołano do służby 300 tys. rezerwistów. To największa mobilizacja w historii Izraela. Służba rezerwistów trwa czasem wiele miesięcy, co powoduje problemy ekonomiczne i napięcia społeczne w liczącym ok. 10 mln mieszkańców kraju.
Kolejną dużą falę mobilizacji przeprowadzono na początku września, ale - jak informowały media - nawet kilkadziesiąt procent poborowych nie stawiło się do służby lub starało się o jej odroczenie.
- Życie w Izraelu staje się coraz trudniejsze i coraz droższe. Wszyscy są zmęczeni wojną, ona dotyka każdego. Mój syn służył pod granicą z Libanem, to się przedłużało; syn przyjaciół zginął 7 października - opowiadał Daniel, który przyjechał do Izraela 40 lat temu z Francji. Mężczyzna przyznał, że od kilku lat myślał o powrocie do Europy, ale teraz nie chce tego robić ze względu na narastający antysemityzm.
- Świat nas nie rozumie. Mam wrażenie, że teraz wszyscy znów nas nienawidzą. Trudno po raz kolejny tłumaczyć, że Izrael się broni. To Hamas nas najechał, nie na odwrót, to terroryści, jeżeli nie zostaną rozbici, zrobią to ponownie - podkreślił. Dodał, że zgadza się z podejściem Netanjahu, który chce całkowitego zniszczenia tej organizacji.
Według izraelskiego urzędu statystycznego w 2024 r. z kraju wyjechało na stałe blisko 60 tys. osób. Jednocześnie nastąpił spadek imigracji do Izraela. W 2024 przybyło 31 tys. nowych mieszkańców, o 32 proc. mniej niż w poprzednim roku. Opublikowane we wrześniu 2025 r. niepełne dane za 2024 r. pokazują dalszy spadek migracji.
Od poniedziałku w Egipcie toczą się negocjacje nad przygotowanym przez prezydenta USA Donalda Trumpa planem pokojowym dla Strefy Gazy. Izrael w pełni przyjął ofertę, Hamas zgodził się na część jej zapisów. Zdaniem komentatorów jest to największa od dwóch lat szansa na zakończenie konfliktu.
Z Jerozolimy Jerzy Adamiak (PAP)
adj/ akl/ mow/
Należy też wyjść ze strefy komfortu i przyjąć Ducha Świętego - apeluje papież.