publikacja 10.07.2015 13:32
Nie wolno wprowadzać modelu edukacji seksualnej, który proponuje część polityków, choć nie sprawdziły się one w krajach zachodnich - przestrzegał psycholog dr Szymon Grzelak w ubiegłorocznym wywiadzie, który zasadniczo nie stracił jednak na aktualności.
Autor programu profilaktycznego Archipelag Skarbów podkreśla, że przedmiot "wychowanie do życia w rodzinie" jest bardzo skuteczny, zaś realizowanie projektów, które oddzielają seksualność od uczuć i rodziny przynosi wiele problemów, o czym świadczą efekty "seksedukacji" w Wielkiej Brytanii. O tym, jak ma być wychowane dziecko decydują rodzice, to ich konstytucyjne prawo.
Alina Petrowa-Wasilewicz: Czy w polskich szkołach nie ma wychowania seksualnego? Tak twierdzi m.in. marszałek Wanda Nowicka.
Dr Szymon Grzelak: To subiektywna ocena pani marszałek, która w miejsce wychowania do życia w rodzinie postuluje wprowadzenie seksedukacji.
Generalnie obraz przedmiotu "wychowanie do życia w rodzinie" w mediach jest bardzo negatywny...
Temu obrazowi przeczą badania, przeprowadzone w gimnazjach i szkołach średnich przez dr. Szymona Czarnika z UJ. Okazuje się, że uczniowie w zdecydowanej większości całkiem dobrze oceniają WDŻR. Z badań widać cenną funkcję wychowawczą tych zajęć, także w odniesieniu do określonych postaw, podejścia do seksualności. Rzecz jasna, tu czy tam można mieć zastrzeżenia do konkretnego sposobu realizacji Wychowania Do Życia w Rodzinie, gdyż w polskich szkołach wychowanie - generalnie rzecz biorąc - jest marginalizowane. Szkoły rozliczane są wyłącznie z wyników, więc wychowanie do życia w rodzinie nie jest traktowane w części szkół jako ważne zadanie. Preferuje się naukę przedmiotów egzaminacyjnych.
Dr Szymon Grzelak podczas warsztatów dla młodzieży
Jakub Szymczuk /foto gość
Pańska placówka też prowadziła badania ocen tego przedmiotu.
Z naszych własnych badań, Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej, przeprowadzonych wiosną 2014 r. na próbie 1,6 tys. gimnazjalistów z Wrocławia, Warszawy i kilku innych ośrodków wynika, że istnieje związek między uczestnictwem w zajęciach wychowania do życia w rodzinie a stosunkiem młodzieży do seksualności. Widać, że WDŻR wspiera rozwój psychoseksualny młodzieży. Postawy uczniów, którzy uczestniczyli w tych zajęciach są bardziej dojrzałe. Są też oni bardziej przekonani do tego, że z seksem lepiej poczekać. Zarówno w naszych badaniach, jak i dr. Czarnika wyłania się pewna prawidłowość, która jest zupełnie sprzeczna z opiniami wygłaszanymi przez p. Nowicką czy grupę Ponton, że obecnie WDŻR prowadzą głównie katecheci i to w sposób narzucający na siłę religijne wartości. Z badań natomiast wynika, że największe korzyści z tych zajęć wynosi młodzież niewierząca.
Po pierwsze, nie jest prawdą, że przedmiotu uczą głównie katecheci – jest to niewielki odsetek nauczycieli, a po drugie nawet gdyby tak było, należałoby się spodziewać, że przedmiot, nauczany przez katechetę, będzie odrzucany przez młodzież niewierzącą. A jest wręcz przeciwnie. Co więcej, w badaniach dr Czarnika okazało się, iż ogromna większość młodzieży miała poczucie, że na zajęciach WDŻR można zadawać pytania i otwarcie wyrażać swoje opinie. Nie pasuje to do ponurego obrazu przedmiotu konsekwentnie wytwarzanego przez środowiska typu Pontonu.
Podstawa programowa WDŻR jest bardzo mądra. Wielu nauczycieli prowadzi te zajęcia dobrze i w klimacie zaufania ze strony rodziców i uczniów. Ale z faktu, że niektórzy nauczyciele prowadzą lekcje słabiej, nie wynika, że należy relegować przedmiot ze szkoły, a jedynie to, że trzeba lepiej dobierać nauczycieli tego przedmiotu, lepiej ich szkolić i dawać możliwości rozwoju zawodowego. Nie dalej jak przed dwoma laty spytałem w rozmowie ówczesnego wiceministra edukacji, czy do MEN wpływają jakieś skargi od uczniów, nauczycieli, rodziców, na temat WDŻR. Stwierdził, że takich skarg praktycznie nie ma. W jego ocenie nie było żadnego problemu związanego z tym przedmiotem. Zaznaczam, że chodzi o ministra, który był uważany raczej za przedstawiciela liberalnego, a nie konserwatywnego skrzydła obozu rządzącego.
Warto przyjrzeć się kwestii seksualności w powiązaniu z całościowym rozwojem młodego człowieka, z profilaktyką, która dotyczy spraw antyalkoholowych, antynarkotykowych czy profilaktyką przemocy. Nasz Instytut koordynuje rozwój programu "Archipelag Skarbów", w którym dużo mówi się o seksualności i miłości. Efekty tego programu, którym w samym ubiegłym roku szkolnym objętych było ponad 20 tys. uczniów są bardzo pozytywne. I to nie tylko od strony opinii nauczycieli, rodziców czy samej młodzieży, ale także w świetle profesjonalnych badań ewaluacyjnych. Pod jego wpływem wielu młodych ludzi ogranicza kontakty seksualne, kontakt z pornografią. Program wpływa na mniej instrumentalne traktowanie sfery seksualnej przez młodzież. A ponieważ małżeństwo i rodzina pokazywane są w nim w korzystnym świetle, uczestnicy programu są bardziej otwarci na to, by w przyszłości, w życiu dorosłym, mieć dzieci. To ważne, bo w obliczu zapaści demograficznej powinniśmy podejmować temat małżeństwa i dzietności. Ważne jest też to, że udowodnionym efektem Archipelagu Skarbów® jest zmniejszenie korzystania z alkoholu i narkotyków przez młodzież, wzrost asertywności i spadek odsetka myśli samobójczych.
W polskich szkołach realizuje się kilka programów, prezentujących w sposób pozytywny ludzką seksualność łącząc to z umiejętną zachętą do czekania z kontaktami seksualnymi. Wartość trzech z tych programów potwierdziły poprawne metodologicznie badania. Co ciekawe, efekty seksedukacji w wersji promowanej przez p. Wandę Nowicką nie doczekały się żadnych badań. W związku z tym ich wprowadzenie byłoby sprzeczne z zasadami podejścia naukowego, bo nie należy wprowadzać na szeroką skalę czegoś, co nie zostało sprawdzone. Zupełnie na tej samej zasadzie, jak nie wpuszcza się do obrotu w aptekach lekarstwa, które nie zostało wcześniej dokładnie przebadane.