Spojrzeć za fasadę

Komentarzy: 2

Andrzej Macura Andrzej Macura

publikacja 30.08.2016 10:30

No to ile dzieci migrantów w końcu zaginęło w tych Niemczech?

Czytam i oczom nie wierzę: według niemieckiego Federalnego Urzędu Kryminalnego w Niemczech zaginęło prawie 9 tysięcy nieletnich migrantów. Rzeczniczka tej instytucji dość trzeźwo tłumaczy, że ta liczba może być znacznie zawyżona, gdyż:  

  • dzieci się odnajdują, a nikt tego nie zgłasza,
  • dzieci wyjeżdżają do innego miasta, czy nawet państwa, w poszukiwaniu rodziców,
  • ta sama osoba zgłaszana jest kilkakrotnie,
  • a na dodatek trudno się w ilości owych dzieci połapać, bo nie mają dokumentów, a ich dane były ustalane i zapisywane na różne sposoby.

Wierzę pani rzecznik. Co mam nie wierzyć? Ciekaw jestem tylko, kilku rzeczy:

  • ile faktycznie dzieci w Niemczech zaginęło,
  • co się z tymi zaginionymi stało,
  • czy ktokolwiek tych zaginionych dzieci rzeczywiście szuka,
  • no i przede wszystkim dlaczego w kraju znanym ze staranności we wszelkiej biurokracji, w tej dziedzinie panuje taki bałagan?

Wszystko to pokazuje.... Nie, wcale nie to, że skoro Niemcy nie dają rady, to my powinniśmy sobie zaoszczędzić tego kłopotu. Pomyślałem o czym innym. Że ta cała biurokracja, tak w krajach europejskich rozbuchana, to jednak psu na budę potrzebna. Czy rzeczywiście mamy z niej pożytek na tyle wielki, że warto jest wydawać na jej utrzymanie tak gigantyczne kwoty? Przecież służy głownie temu, byśmy się łudzili, że wszystko jest pod kontrolą.

Pomyślałem zaraz o naszej polskie rzeczywistości. Nie musiałem niczego odgrzebywać w pamięci. Ot, sprawa wycieku numerów PESEL. Zbierają te nasze dane i zbierają, żeby wszystkich mieć nas ładnie zewidencjonowanych. Potem  ktoś – dajmy na to – te dane wykrada, sprzedaje ciemnym typom, a oni z tymi naszymi danymi (i podrobionymi dokumentami) maszerują do banku, żeby wyłudzić na nasze nazwisko kredyt. Komu od tego ewidencjonowania nas jest lepiej?

Przyszedł do mnie wczoraj kolega z wieścią: w naszym mieście mają budować spalarnię śmieci. Wielką. Taką co to obsłuży z pół śląskiej aglomeracji. Wszystko ma być cacy. Ha, można by wręcz powiedzieć, że wpuści w nasze zatęchłe od niskiej emisji powietrze prawdziwą świeżość. Ale kolega się zastanawia: spalanie to głównie zmniejszenie objętości odpadów, nie ich ilości. A przy tym przeniesienie części z nich z ziemi w powietrze. Co dla nas gorsze? Powiedziałbym, że przewrażliwiony. Że nam i naszym dzieciom zahartowanym wieloletnim wdychaniem dymów z koksowni, hut i elektrociepłowni taka spalarnia nie jest w stanie zaszkodzić. No ale pokazuje opasłe opracowanie na temat tego, jak to niby wszystko ma być cacy. I właśnie ono budzi największe obawy. Głównie ogólniki. Idea, nie konkret. Wątpliwości toto nie rozwiewa, a wręcz je potęguje. 

„Żeby być przeciw, trzeba zajrzeć za fasadę” - napisał  mi potem w esemesie. Nie wiem, czy w tej konkretnej sprawie też, ale jest w tym dużo racji. W urzędniczych opisach, tworzonych na potrzeby potwierdzenia z góry ustalonych tez, wszystko się zgadza i wygląda super. Ale jak przyjdzie co do czego okazuje się, że rzeczywistość taka wcale nie była. Tyle że wcześniej nikt nie odważył się zajrzeć za parawan. A nawet jeśli, to ktoś taki przez tych, którzy z jakiegoś powodu tego nie robili (nie chciało się albo byt dobrze wiedzieli co jest za parawanem) był po prostu zakrzykiwany.  

No to ile tych dzieci migrantów w Niemczech zniknęło? Jeśli nie wiadomo, to prowadzenie tej całej biurokracji jest zwyczajnie niepotrzebne. Bo zamiast rozjaśniać tylko zaciemnia obraz rzeczywistości.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..