Wacław Gluth-Nowowiejski przy dawnym karcerze - małym, niskim pomieszczeniu pod schodami.
Wacław Gluth-Nowowiejski przy dawnym karcerze - małym, niskim pomieszczeniu pod schodami.
Joanna Jureczko-Wilk / Foto Gość

Przesłuchiwali mnie dniem i nocą

Komentarzy: 1

Joanna Jureczko-Wilk Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 28.02.2018 22:18

Kiedy Wacław Gluth-Nowowiejski, po 70 latach wchodził do celi dawnego aresztu przy Koszykowej, znów czuł ucisk w gardle. "To była wyższa szkoła łamania oporu" - wspomina.

- Słyszałem jej szloch i refren na okrągło wykrzykiwany przez śledczego: "gadaj ty suko" - dodaje Gluth-Nowowiejski.

Z koszmaru przesłuchań uratowała go... żółtaczka. Obsługa aresztu bała się, że choroba się rozprzestrzeni na innych osadzonych i szybko, karetką przewieziono go do szpitala w więzieniu na Mokotowie. Tam dochodził do zdrowia przez sześć tygodni, aż do zakończenia śledztwa. 

W pokazowym procesie skazano go na 8 lat więzienia. Odsiedział 5. Część w celi ogólnej nr 34 więzienia na Rakowieckiej.

- Cała prawdziwa Polska tam siedziała. Można było skończyć uniwersytet, nauczyć się języków obcych, bo wśród więźniów byli profesorowie, inteligencja - mówił.

Z Mokotowa trafił na dwa lata do więzienia karnego w Rawiczu. Na wolność wyszedł w 1953 r., podczas małej „odwilży” po śmierci Stalina. Potem pracował jako dziennikarz w redakcji „Kuriera Polskiego” i wydawca ("Epoka"). W roku 1983 wspomagał realizację filmu dokumentalnego "Sceny z powstania warszawskiego". Jest autorem kilku książek, szczególnie wspomnieniowych, m.in. „Nie umieraj do jutra”.

 Czytaj także:

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..