Barack Obama
Barack Obama
marcn / CC 2.0

Obama chce "resetu" ze światem arabskim

Brak komentarzy: 0
PAP

publikacja 12.05.2011 11:04

Dla prezydenta USA Baracka Obamy zabicie Osamy bin Ladena jest więcej niż kamieniem milowym w trwającej dekadę walce Ameryki z terroryzmem. Jest to szansa na zmianę jego polityki wobec przewrotów w świecie arabskim - pisze w czwartek dziennik "Washington Post".

"Według przedstawicieli administracji, prezydent chętnie wykorzystał śmierć bin Ladena jako sposób na sformułowanie teorii na temat powstań ludowych, od Tunezji po Bahrajn - ruchów mających wspólne wątki, lecz także rozbieżne cechy i które pociągnęły za sobą skrajnie różne reakcje Stanów Zjednoczonych" - czytamy w waszyngtońskiej gazecie.

Pierwsza oznaka "resetu" - jak pisze "WP" - może nadejść w przyszłym tygodniu, kiedy Obama planuje wygłosić przemówienie, w którym będzie starał się umieścić śmierć bin Ladena w kontekście szerszej transformacji politycznej w regionie. "Przesłanie, jak powiedział jeden z zastępców doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Benjamin J. Rhodes, będzie utrzymane w takim duchu, że +bin Laden to przeszłość, a to, co dzieje się teraz w regionie, to przyszłość+" - informuje dziennik.

Jednak - zaznacza "WP" - zabicie Osamy ma mniej oczywiste implikacje dla amerykańskich kalkulacji strategicznych w regionie. "Niektórzy przedstawiciele administracji uważają, że silne uderzenie w Al-Kaidę daje Stanom Zjednoczonym szansę, by działać z większą inicjatywą w sprawie zmian politycznych (na Bliskim Wschodzie)" - zauważa dziennik, dodając, że cios ten sprawia, iż Egipt, Syria i inne kraje mniej chętnie skłaniają się ku islamskiemu ekstremizmowi.

"Lecz inni wysocy przedstawiciele waszyngtońskiej administracji utrzymują, że Bliski Wschód pozostaje skomplikowanym regionem, że śmierć szefa Al-Kaidy nie usuwa zagrożenia terrorystycznego w Jemenie, podczas gdy kraje takie jak Bahrajn wstrząsane są rywalizacją o podłożu religijnym, nie mającą wiele wspólnego z radykalnym przesłaniem bin Ladena" - czytamy w "WP".

Dziennik powołuje się na autobiografię Obamy pt. "Dreams from My Father", w której amerykański prezydent opisuje m.in. jak jego ojciec pojechał do domu, do Kenii i zmagał się tam ze skorumpowanymi biurokratami, kończąc jako bezrobotny i rozgoryczony człowiek. Obama "widział również, jak jego przybrany indonezyjski ojciec, Lolo Soetoro, walczył z łapówkarstwem w Dżakarcie" - dodaje "WP".

"Osobiste doświadczenie Obamy - jak mówią jego doradcy - pozostawiły go z dojmującym poczuciem ograniczeń roli Ameryki" - pisze amerykański dziennik. - Na przykład, jeśli chodzi o Syrię administracja (USA) nałożyła sankcje na kilku wysokich przedstawicieli władz, lecz nie na prezydenta Baszara el-Asada. Obama nie wezwał też Asada do ustąpienia, jak uczynił to w Libii z pułkownikiem Muammarem Kadafim".

"On jest wielkim realistą" - powiedział Denis R. McDonough, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, cytowany przez "Washington Post". - Kiedy jest się prezydentem, ma się nie tylko wybór między atrakcyjnymi rozwiązaniami. Wyboru dokonuje się pod kontem wpływu na interesy dotyczące bezpieczeństwa narodowego".

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona