Czas na gorzki cukier
1. Zyta Ewiak pracowała w cukrowni na różnych stanowiskach. Przyjechała do Leśmierza jeszcze w czasie wojny. 2. Wiesława Klimczak przez 35 lat była główną księgową w cukrowni. 3. Irena Pływaczyk lubi oglądać stare zdjęcia. Dla wielu fotografii wspólnym mianownikiem jest cukrownia Marcin Wójcik/ GN

Czas na gorzki cukier

Brak komentarzy: 0

Marcin Wójcik; GN 20/2011 Łowicz

publikacja 10.06.2011 23:25

Leśmierz bez fabryki. Ostatecznie mieszkańcom wioski nie udało się ocalić ani orła, ani matki.

Irena słodzi kawę

Kura jeszcze rano zniosła jajko, a już po południu ktoś domagał się od niej rosołu. Irenka capnęła pierwszą lepszą nioskę i owinęła ją płaszczem z zamiarem przyduszenia. Później zaniosła zdobycz lubemu, który przebywał w miejscu przypominającym łagier, obóz czy coś w tym rodzaju. Irenka nie miała zbyt wiele czasu i dlatego zaraz wróciła do domu, gdzie czekała na nią niemiecka rodzina. Miała swój pokój, nikt jej nie zamykał na kłódkę czy skobel. Jako pracownik przymusowy z Polski pomagała saksońskim gospodarzom w obejściu – doiła krowy, zbierała jaja, karmiła kury, parzyła w parniku ziemniaki dla trzody. Kiedy skończyła się wojna, wróciła do Polski i osiadła w Leśmierzu. Mąż gotował cukier, ona gotowała obiady w pracowniczej stołówce, a później w przedszkolu...

– Lubię oglądać stare fotografie – mówi Irena Pływaczyk, grzebiąc w hałdzie czarno-białych zdjęć, rozsypanych w kuchni na stole. – O, proszę spojrzeć. Jest zabawa na zakończenie sezonu w cukrowni. A to mój syn. Zmarł na raka. Proszę spojrzeć na moją córkę, jaka piękna kobieta! O trzeciej ma wrócić z pracy. Zamieszkała tutaj, by się mną zaopiekować na stare lata. Ja mam problemy z chodzeniem, nogi odmówiły posłuszeństwa, ale tak o kulach to przejdę. Lekarz kazał jak najwięcej chodzić. Córka zawsze mnie pyta, czy byłam na spacerze. Proszę, proszę się częstować sernikiem. Kawę zaraz zrobię.

Siedzimy w niewielkiej kuchni. Za oknem straszy wielki komin i mury opuszczonej cukrowni. W kawie ląduje łyżeczka cukru. Pewnie niemiecki albo sprowadzony z Indii. Irena mówi, że nie jest tak słodki, jak ten z Leśmierza. Można by nawet rzec, że niekiedy gorzki. Zależy od dnia i nastroju.

Wiesława nie patrzy w okno

Wiesława, jak zwykle, została dłużej w pracy, bo musiała podliczyć buraki na liczydle, takim samym, jakie noszą w tornistrach pierwszoklasiści. Główna księgowa liczydłem operuje sprawnie, zapisuje stosy papieru, chce przyśpieszyć, więc pisze przez kalkę. Podwładne patrzą na nią, pomocy szukają, gdy coś nie idzie jak powinno. Główna księgowa wie, jak każdą zagwozdkę rozwiązać, bo cukrownia inwestuje w zasoby ludzkie i często wysyła ją na szkolenia do Warszawy. Tam poznaje koleżanki po fachu...

oceń artykuł Pobieranie..