Epatowanie samego siebie, innych dookoła, społeczeństwa złem, cierpieniem, bólem, beznadziejnością jest zatracaniem samego siebie.
Wstrętne czasy były. I ubłocone. Sumienia połamane. Nawet małe sprawy urastały w ludzkich sumieniach do rozmiarów piramidalnych.
Spotkaliśmy się przy stoisku z papryką. „Wie ksiądz, w polityce jeszcze gorzej”.
Kreowany na bieżąco język, za którym nie nadąża głowa – to chyba ów „fikołek narracyjny”. W efekcie nawet sam mówiący nie wie, co chce powiedzieć.
Turystykę pojmuję jako sztukę i potrzebę wędrowania do własnego wnętrza.
Uważajcie, drzewa, kogo namaścicie jako króla nad sobą...
Nie patrząc na stare i obumierające, trzeba budzić nowe.
Czy mamy organizować kolejną kontrę? Stanowczo nie – bo to zawsze powodowało nasilenie zła i wszelakich zniszczeń. Ale musimy być wierni naszym przekonaniom, naszej wierze, naszej etyce, naszej tradycji.
Nieskończony Bóg w ścieżki ludzkiego życia wplótł swoją ścieżkę i powiada: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem”.
Trzeba by się jakoś skrzyknąć, może najpierw odnaleźć w tłumie? W imię wspomnień i tęsknoty za tym, co było i już nie wróci? Bezsens.