Jeśli chrześcijanin ma mieć wpływ na kształt szeroko rozumianego społecznego życia, musi orientować się w mechanizmach zła i dobra w tej warstwie istnienia świata.
Przestrzeń szkolna od tematów etycznych, tym bardziej religijnych jest wolna... a może pusta?
Rozczarowani rewolucją nigdy pod prąd nie wracali. Ale można i trzeba poprowadzić ich o to jedno okrążenie dalej.
Jezus nakazując uczniom modlitwę do Ducha Świętego o jedność, wiedział co będzie najbardziej potrzebne przez wieki.
Jaki jest nasz wpływ na kształt tego świata? Nie mamy z czego być dumni.
Poza dyskusją jest kwestia „czy świętować”, tylko jak świętować. Nie ma uniwersalnej zasady.
My grzecznie zamknięci w kościele, a jacyś neomarksiści ład ekonomiczny, społeczny i etyczny nam urządzać będą?
Nawet tę „wieżę z kości słoniowej” pojmowaliśmy jako coś na pewno pięknego, wyjątkowego, kosztownego i niezwykłego.
Chrześcijanin ma jeszcze jedną kwalifikację etyczną: współodpowiedzialność za bliźniego, płynącą zarówno z przykazania „nie zabijaj”, jak i z przykazania miłości.
Nie brakuje oskarżeń, że to wszystko albo celowa robota, albo jeden wielki spisek przeciw ludzkości. Powoli, powoli.