Życie jest wielowymiarowe, dlatego spojrzenie na człowieka, na każdego człowieka, także na jego przynależność do naszej wspólnoty, musi być wyważone.
Mój felieton sprzed tygodnia zakończyłem słowami: „patrząc w daleką przyszłość”. A co z przeszłością?
Dużo mamy do zrobienia. Bo bez odbudowy rozległych horyzontów w głowach Polaków, nawet wygrane wybory niewiele znaczyć będą.
Czyli o tym, jak piesek z Hlučína (Hulczyna) szczekał na księdza Horaka i co z tego wynika.
Czy gdybym już wtedy był księdzem, byłbym wart wywiezienia do Dachau?
Dojrzałość w jednym terminie to tylko na plantacji pomidorów chemicznie stymulowanych.
Zaskoczył mnie deklaracją „ja nie wierzę w Boga”. Nie wiem, czy to tak wyszło, czy pauza była zamierzona. Bo padło drugie zdanie, krótkie bardzo: „ja wiem”.
Żal za grzechy, czyli postawa uznania swojej winy i przeproszenia za nią to nie to samo, co pretensje do samego siebie.
Swoich dzieci nie mam, nawet takich „lewych”, jak to się czasem księżom imputuje. A w tytule powtórzyłem słowa młodej mamy, która przyszła w sprawie chrztu dziecka.
Dobrze wiem, jaka jest różnica otwarcia się dziecięcych serc na dar Eucharystii. Jedne są na nią gotowe w wieku nawet sześciu lat i mniej. Niektóre zdecydowanie później. Dlaczego więc programy duszpasterskie i obowiązująca dyscyplina nakazuje jeden wiek dla wszystkich?