Wstrząsy społeczne, jakie periodycznie powtarzały się w PRL, będące swoistym wyznacznikiem nie tyle "polskiej drogi do socjalizmu" ile "polskiej drogi przez socjalizm" utarło się określać nazwami miesięcy
Na ten specyficzny „polski kalendarz” składają się: Czerwiec ’56, Październik tego samego roku, Marzec ’68, Grudzień ’70, znowu Czerwiec – tym razem roku 1976, Sierpień ’80 oraz Grudzień roku 1981, kiedy to władze PRL na terytorium całego kraju wprowadziły stan wojenny. Jednakże przed zmianą w Polsce ustroju w ten sposób kolejne wstrząsy określały przede wszystkim środowiska niezależne i opozycyjne. Nazwy miesięcy zawierały bowiem w sobie znaczny ładunek emocjonalny, a niekiedy wręcz martyrologiczny, i symbolizowały walkę o własną podmiotowość znaczących odłamów polskiego społeczeństwa, zmagającego się z dyktatorską, narzuconą mu z zewnątrz władzą. Zresztą w praktyce zawsze pośrednie i bezpośrednie przyczyny oraz konsekwencje poszczególnych wydarzeń kryzysowych wykraczały poza miesiąc, z którego nazwą zwykliśmy je kojarzyć. Gdy więc na przykład mówimy Sierpień, to myślimy nie tylko (choć na pewno przede wszystkim) o strajkach na Wybrzeżu, ale także o powstaniu Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, co oficjalnie nastąpiło we wrześniu 1980 r. Niektórzy badacze, nie bez racji, pod tym pojęciem umieszczają również wcześniejsze strajki lipcowe na Lubelszczyźnie.
Im zresztą – wraz z postępem badań – lepiej poznaję specyfikę poszczególnych „polskich miesięcy”, tym coraz bardziej skłonny jestem przychylać się do poglądu, że miały one tak wiele cech podobnych do siebie, czy wręcz tożsamych, iż należy właściwie mówić o jednym i tym samym kryzysie dyktatorskiej władzy, który jedynie co kilka, kilkanaście lat – w mniej czy więcej gwałtowny sposób – dawał o sobie znać. Zwykle zresztą (w latach 1956, 1970, 1976 i 1980) miał on swoje źródło oraz bezpośrednie przyczyny w aktualnie złej sytuacji ekonomicznej kraju i podejmowanych każdorazowo przez władze próbach jej poprawy za cenę obniżenia poziomu życia szerokich kręgów społeczeństwa. Wszelako poszczególne „polskie miesiące” niemało też różni.
Wojsko, ZOMO, wojsko
Można nawet odnieść wrażenie, że zarówno rządzący, jak i robotnicy każdorazowo wyciągali praktyczne wnioski z poprzedniej odsłony polskiego kryzysu. I tak na przykład w sytuacji, gdy nie istniały wówczas w Polsce specjalne formacje milicyjne przygotowane do zwalczania protestów społecznych i rozpędzania ulicznych demonstracji, do spacyfikowania Poznania w Czerwcu ’56 trzeba było posłać tysiące żołnierzy Wojska Polskiego wyposażonych w ciężki sprzęt i posługujących się na masową skalę bronią palną. Wszelako w niespełna pół roku po tych krwawych zajściach powołano do życia Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej. Na podjęcie takiej decyzji dodatkowo wpłynęły doświadczenia dramatycznych wydarzeń z Października ’56.
Utworzenie ZOMO nie oznaczało jednak, że już więcej wojsko nie miało być w PRL angażowane do działań o charakterze stricte policyjnym. O ile w latach 1966, 1968 i 1976 rzeczywiście protesty społeczne pacyfikowali funkcjonariusze ZOMO, o tyle już w Grudniu ’70 nie byli w stanie sami dać sobie z tym rady i nie obeszło się bez aktywnej pomocy wojska. Podobnie było zresztą w Grudniu ’81 w czasie operacji wprowadzenia stanu wojennego, której też nie udałoby się w takim zakresie przeprowadzić bez udziału żołnierzy. Na marginesie nasuwa się tutaj pewna smutna refleksja. Otóż jeżeli w tego typu akcje nie było angażowane wojsko z ciężkim sprzętem, to nie było strzelania. Skoro zaś nie było strzelania, to w praktyce nie było też ofiar śmiertelnych.
„Spokojny” Sierpień
Sierpień ’80 wśród „polskich miesięcy” wyróżnia się przede wszystkim spokojnym, pokojowym przebiegiem: nikt bowiem wówczas nie zginął, nikt nie został ranny, nikogo nie poddano brutalnemu zatrzymaniu połączonemu z biciem, co przecież było niemal regułą w pozostałych – z wyjątkiem Października – „polskich miesiącach”. Nie znaczy to oczywiście, że takiej groźby w Sierpniu w ogóle nie było. Już 14 sierpnia, to znaczy w dniu rozpoczęcia strajku w gdańskiej Stoczni im. Lenina, na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR, odpowiedzialny w kierownictwie partii za nadzór nad wojskiem i aparatem bezpieczeństwa Stanisław Kania poinformował towarzyszy, że „przegrupowano w kierunku Gdańska siły MO, w stan pogotowia postawiono 3 pułki wojska”.
Tego samego dnia w Sztabie Generalnym utworzono też zespół, który jako Grupa Operacyjna SG, miał się zajmować sytuacją strajkową w kraju i współpracować ściśle z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Skład Grupy Operacyjnej SG tworzyło kilkunastu oficerów z Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego, którzy pełnili całodobowe dyżury. Do ich zadań należało między innymi udostępnianie MSW środków transportu kołowego i lotniczego. Na przykład 26 sierpnia wojsko przeznaczyło na ten cel 25 samolotów i 13 śmigłowców. Ponadto wypożyczyło 18 wozów bojowych typu SKOT, a od 24 sierpnia prowadziło nasłuch (tzw. przechwyt radiowy), wydrukowało na zlecenie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku ulotki oraz za pośrednictwem nadajnika na ORP „Burza” wyemitowało 12 antystrajkowych audycji.
Andrzej Paczkowski zwrócił uwagę na to, że początkowo zresztą zanosiło się „na bardziej bezpośrednie zaangażowanie wojska, gdyż 16 sierpnia sztaby wszystkich trzech okręgów wojskowych otrzymały polecenie przekazania danych dotyczących tzw. rzutów awangardowych, które były częścią Wojsk Obrony Wewnętrznej. Dwa dni później jednostki te, liczące łącznie około 450 żołnierzy, zgrupowano w Mińsku Mazowieckim, wydano im amunicję bojową (po 60 sztuk na żołnierza) oraz środki obezwładniające i wyposażenie etatowe żołnierzy Wojskowej Służby Wewnętrznej (żandarmerii wojskowej). Nie zostały jednak wówczas użyte. […] Bodaj czy nie najpoważniejszą – obok gotowości lotniczej – operacją była ochrona obiektów, które normalnie nie podlegały pieczy wojska. MSW wystąpiło o przydzielenie ochrony wojskowej aż do blisko 400 obiektów. Obejmowanie tego zadania rozpoczęło się jednak dopiero 31 sierpnia i właściwie tylko na Wybrzeże zdążono przed odwołaniem alertu skierować około tysiąca żołnierzy”.
„Krwawa lekcja” Grudnia
Równolegle w tym samym czasie w strukturach podległych MSW trwały przygotowania do opanowania siłą terenu Stoczni im. Lenina. 26 sierpnia podjęto decyzję o przewiezieniu do Gdańska 15 funkcjonariuszy jednostek specjalnych oraz zgromadzeniu sił milicyjnych liczących łącznie 12 tys. funkcjonariuszy. Wszystkim tym działaniom towarzyszyło ożywienie i zaniepokojenie na Kremlu. Sekretarz generalny Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Leonid Breżniew w rozmowie telefonicznej przekonywał Edwarda Gierka, że w Polsce ujawniła się kontrrewolucja: „U tiebia kontra, nada wziat za mordu, my pomożem”.
Wydaje się, że to, iż nie doszło wówczas do zastosowania „wariantu siłowego”, wynikało przede wszystkim z faktu, że obie strony: władze i strajkujący wyciągnęli wnioski z „krwawej lekcji” z Grudnia ’70. Gierek, już po odsunięciu go od władzy, wielokrotnie podkreślał, że wolał odejść z zajmowanego stanowiska, niż dla jego utrzymania zdecydować się na „rozwiązania siłowe”. Kania z kolei nie zapomniał, że – jak sam to podkreślał – w Grudniu użyto więcej pojazdów pancernych niż w 1943 r. wzięło udział w bitwie na Łuku Kurskim. Uważał, że po raz kolejny nie można dopuścić do czegoś podobnego. Jeszcze może jednak ważniejsze były wnioski natury politycznej. Gierek na pewno nie zapomniał okoliczności, w jakich sięgnął po najwyższą władzę w partii. „Pogrudniowe kierownictwo” zapamiętało, że w realnym socjalizmie zmiany na najwyższych piętrach władzy dokonują się zwykle w wyniku gwałtownych społecznych wstrząsów. Należało więc czynić wszystko, aby wstrząsów takich unikać.
A jakie wnioski z grudniowej tragedii wyciągnęli robotnicy? Po pierwsze, uświadomili sobie, jak poważną stanowią siłę i że są w stanie doprowadzać do zmian politycznych na szczytach władzy. Po drugie, nauczyli się, a dramatyczne doświadczenia z Czerwca ’76 tylko to potwierdziły, że pod żadnym pozorem nie wolno im opuszczać zakładów pracy i wychodzić na ulice. Tam traci się panowanie nad tłumami i znacznie łatwiej jest o prowokację. Poza tym zawsze pojawiają się na ulicy zwykli chuligani, którzy – podobnie jak w Grudniu – stają się (przynajmniej do pewnego stopnia) usprawiedliwieniem dla stosowania przez władze środków nadzwyczajnych. Po trzecie, robotnicy zrozumieli, że nie mogą prowadzić negocjacji z przedstawicielami władz na ich terenie. Co więcej, dotarło do nich, że te rokowania muszą być jawne, najlepiej transmitowane przez zakładowy radiowęzeł. Po czwarte, nauczyli się, że w żadnym razie nie mogą dać sobie narzucić języka dyskursu drugiej strony. Przyjęcie nowomowy i określanie zniewolenia mianem wolności czy dyktatury wyrażeniem „demokracja ludowa”, automatycznie ustawiało ich na straconych pozycjach. Wyciągnięto z tego wnioski i w 1980 r. to komisje rządowe musiały językowo dopasować się do strajkujących robotników. I wreszcie może najważniejszy wniosek z lekcji grudniowej: nie wolno przedstawicielom władzy wierzyć „na słowo” – niezbędne są instytucjonalne gwarancje.
O ile zatem w latach 1970–1971 postulat niezależnych od partii i administracji związków zawodowych był wysuwany dość nieśmiało i miał charakter w jakimś przynajmniej stopniu przetargowy, o tyle dziesięć lat później został umieszczony na czele listy postulatów i strajkujący nie chcieli od niego odstąpić za żadną cenę. Z dzisiejszej zaś perspektywy wyraźnie widać, że powstanie Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” – pierwszej w dziejach krajów rządzonych przez komunistów działającej jawnie i legalnie, niezależnej od władz partyjno-państwowych, masowej organizacji – oznaczało początek końca systemu i to nie tylko w wymiarze polskim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.