Abp Michalik: Nigdy nie współpracowałem z SB i nie mam nic do ukrycia

KAI/J

publikacja 16.02.2007 09:53

Abp Józef Michalik ujawnił zawartość swojej teczki w IPN. Materiały te zostały w ostatnich dniach przebadane na jego prośbę przez Kościelną Komisję Historyczną.

Wynika z nich, że był on zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik w latach 1975 - 78. W materiałach nie ma jednak żadnych dowodów na jego faktyczną współpracę z SB. Sam arcybiskup zdecydowanie zaprzecza, że jakąkolwiek współprace podjął. Poniżej publikujemy za KAI pełną treść rozmowy z abp. Józefem Michalikiem, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. KAI: Przed dwoma dniami Kościelna Komisja Historyczna odnalazła w IPN materiały stwierdzające, że Ksiądz Arcybiskup w latach 1975 - 1978 był wpisany na listę "tajnych współpracowników" Służby Bezpieczeństwa. Nie towarzyszą temu jednak żadne podpisy Księdza Arcybiskupa, ani inne dowody współpracy. Czy Ksiądz Arcybiskup jest zaskoczony informacjami zawartymi w dokumentach IPN ? Abp Michalik: Jestem zaskoczony, gdyż jestem do końca przekonany, że znam swój życiorys. Nigdy nie podjąłem żadnej formy współpracy z SB. Przyznam, że w tej dziedzinie, czyli jeśli chodzi o ewentualne kontakty z SB, zawsze byłem bardzo ostrożny. Pochodzę bowiem ze środowiska, w którym te tematy, od kiedy byłem dzieckiem, były traktowane poważnie, z wyraźną dezaprobatą. Tajna współpraca, manipulacje czy postawa udawania czegoś, co nie jest zgodne z prawdą, były w moje rodzinie zdecydowanie potępiane. Od najmłodszych lat tego typu dwuznaczne postawy zawsze były mi obce. Jestem przekonany, że nigdy nie dałem powodu, aby w tej dziedzinie zrodziło się jakiekolwiek podejrzenie co do mojej osoby. Nigdy nie podpisywałem żadnych oświadczeń o ewentualnej współpracy, nigdy nie przyjmowałem żadnych prezentów od przedstawicieli służb, ani jakichkolwiek wynagrodzeń. KAI: Czy zdarzył się przypadek kiedy zaproponowano Księdzu Arcybiskupowi współpracę? Abp Michalik: Tak, jeden raz, kiedy zdecydowanie odmówiłem. Pierwszy raz przyszło mi się spotkać z przedstawicielem służb w 1961 roku, kiedy byłem klerykiem seminarium łomżyńskiego. Wyjechałem wówczas na wakacje do rodziców a wówczas wydano prawo, iż każdy musi się meldować, nawet w przypadku, gdy odwiedza własnych rodziców. Nie dopełniłem tego i natychmiast wezwano mnie na rozmowę, gdzie mi powiedziano, że grozi mi za to grzywna lub nawet więzienie. Dodano uprzejmie, że sankcje mogą być pominięte, jeśli w jakiś sposób zechcę współpracować. Oczywiście nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek współpracę i powiedziałem, że gotów jestem nawet na więzienie. Odpowiedziano: No, niech ksiądz nie będzie taki zuchwały, ale zachowajmy dyskrecję co do tego spotkania. Obiecałem, owszem, że tego dnia nic nikomu nie powiem, bo był wieczór, ale że jutro opowiem o tym proboszczowi, a przy najbliższym spotkaniu rektorowi seminarium. Tak też uczyniłem. Wydawało mi się wówczas, że sprawa została definitywnie załatwiona, gdyż nigdy później współpracy mi nie proponowano. Tymczasem akta znalezione w IPN pokazują, że w tym momencie zarejestrowano mnie jako kandydata do współpracy czyli figuranta.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 4 Następna strona Ostatnia strona