Abp Józef Michalik ujawnił zawartość swojej teczki w IPN. Materiały te zostały
w ostatnich dniach przebadane na jego prośbę przez Kościelną Komisję
Historyczną.
KAI: Akta księdza Arcybiskupa w IPN są nadzwyczaj szczątkowe. Czy Kościelna Komisja będzie prowadzić dalszą kwerendę na ten temat?
Abp Michalik: Jeśli coś nowego się ukaże, nie będę tego ukrywał, chętnie się ustosunkuję. Kard. Wyszyński mówił, że najlepiej i najłatwiej jest zawsze mówić prawdę. Natomiast jeśli się powie kłamstwo, to jest się jego niewolnikiem i trzeba się bardzo pilnować, aby nic innego nie powiedzieć. Jestem więc spokojny. Kiedy się o dowiedziałem o zawartości moich akt w IPN, to pomodliłem się za tych ludzi, którzy te papiery wytworzyli.
KAI: Dziś Ksiądz Arcybiskup otwarcie informuje o swojej sytuacji i o zawartości swoich akt. Co spowodowało, ze Ksiądz Arcybiskup zdecydował się na taką szczerość?
Abp Michalik: Zawsze głosiłem, że należy stanąć w prawdzie. Uważam, ze jeśli odnalazły się takie akta, to natychmiast to muszę powiedzieć ludziom i wiernym Kościoła. Zawsze uważałem, że trzeba stać w prawdzie. Nigdy nie uciekałem przed prawdą, dlatego i dziś otwarcie to mówię. Niech więc mnie teraz ludzie ocenią: odrzucą bądź zaakceptują.
KAI: Czy ksiądz Arcybiskup liczy, że taka właśnie postawa otwartości będzie zachętą dla innych biskupów lub księży, których akta są znacznie bardziej obciążające?
Abp Michalik: Uważam, że taka forma otwartości i szczerości jest jedynym słusznym wyjściem z tej sytuacji. Natomiast nikomu niczego nie będę radzić, bo każdy ma własne sumienie.
Druga sprawa, o której chcę powiedzieć, to fakt, że ta moja obecna sytuacja powinna być przyczynkiem na temat wiarygodności akt znajdujących się w IPN. Potrzebna jest ich rzetelna analiza i krytyka zgodnie z warsztatem, jakim dysponuje historyk. Natomiast nie można przed tymi papierami "klękać" i traktować ich jako ostateczną wyrocznię. Trzeba pamiętać, że ci ubecy, którzy wyprodukowali dokumenty na mój temat służyli systemowi i jego celom. Z mojej strony prawda na ten temat wygląda zupełnie inaczej. Nigdy nie byłem tajnym współpracownikiem. Wpisano mnie na tę listę bez mojej wiedzy i zgody. Nie jest to więc żaden dowód. Taka informacja może być traktowana wyłącznie jako poszlaka, wymagająca rzetelnych badań.
Ze smutkiem obserwuję reakcję niektórych historyków, dla których te akta są "biblią" czy świętością. Jest to naiwna i fałszywa postawa. Zarówno do tych akt, jak i do oceny ludzi należy podchodzić z dużym krytycyzmem. Informacje tego typu trzeba owszem przyjmować, ale nie należy im święcie wierzyć. Trzeba je dokładnie sprawdzać. Zresztą tajna instrukcja SB z 1973 roku mówiła, że można zarejestrować rzekomego współpracownika bez jego wiedzy i bez jego podpisu.
KAI: Czy odkrycie przez Kościelną Komisję Historyczną tych niewiarygodnych - jak twierdzi Ks. Arcybiskup - akt na jego temat, nie zmienia opinii Księdza co do potrzeby kontynuowania weryfikacji akt IPN na temat biskupów i księży, o czym zdecydowali biskupi 12 stycznia br.?
Abp Michalik: Nie ma innej drogi niż droga stawania w prawdzie. Nawet jeśli ta prawda jest bolesna. Trzeba też potrafić znosić oszczerstwo. Bo przecież dokumenty na mój temat są zwykłym oszczerstwem. Mam jednak spokojne sumienie.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»