W wypadku zginęły 3 osoby zginęły, kilkadziesiąt jest rannych (14 poważnie). Jedenastu Polaków uratowano. Na statku było 12 naszych rodaków.
Służby ratunkowe - nurkowie - ciągle przeszukują tonący wycieczkowiec w poszukiwaniu zaginionych. Jak dotąd nikogo nie znaleziono, wydaje się więc, że na tonącym statku nie ma już ludzi.
"Potwierdziliśmy śmierć trzech osób" - powiedział Giuseppe Linardi, prefekt Grossetto, w której leży wyspa Giglio. To właśnie w pobliżu tej wyspy statek osiadł na mieliźnie i na nią ewakuowano ludzi. Linardi wyjaśnił, że 14 osób jest rannych. Jak dodał, trudności w organizacji akcji ratunkowej sprawiły, że pojawiały się rozbieżne informacje o liczbie ofiar śmiertelnych. Podczas ewakuacji i schodzenia do szalup ratunkowych ludzie w panice spadali do wody lub skakali do niej.
Kapitanat portu Livorno poinformował, że pełna weryfikacja list pasażerów potrwa jeszcze długo. Cała operacja ustalania losu wszystkich 4200 osób, które były na pokładzie, jest o tyle utrudniona, że ludzie ewakuowani ze statku, w tym cudzoziemcy z wielu krajów, dotarli szalupami ratunkowymi i helikopterami do kilku miejsc na lądzie.
Statek wycieczkowy "Costa Concordia" z ponad 4200 ludzi na pokładzie osiadł na mieliźnie u wybrzeży Toskanii i zaczął nabierać wody. Prawdopodobnie wcześniej uderzył w skały. Do wypadku doszło w nocy z piątku na sobotę .W sobotę nad ranem ewakuacja statku jeszcze się nie zakończyła, a na pokładzie znajdowało się - według doniesień mediów - co najmniej 200 osób.
Agencja Ansa relacjonowała, że niektórzy skakali do wody z ogarniętego paniką statku. Świadkowie informowali, że 70-letnia pasażerka, która wypadła z szalupy do wody, zmarła w następstwie wychłodzenia organizmu.
Długi na 290 metrów luksusowy wycieczkowiec Costa Concordia osiadł na mieliźnie w pobliżu małej wyspy Giglio. Wieczorem w piątek zaczął nabierać wody i przechylił się o 20 stopni - wynika z komunikatu straży przybrzeżnej. W ewakuacji pasażerów uczestniczyły statki straży, śmigłowce, a także inne jednostki, m.in. kursujące tamtędy promy.
Początkowo informowano, że wszyscy pasażerowie i członkowie załogi zostali szczęśliwie ewakuowani ze statku i odpłynęli na ląd szalupami ratunkowymi. Ewakuowani dotarli na wyspę Giglio. "Staramy się ich zakwaterować, gdzie tylko możemy: w szkołach, żłobkach, hotelach, wszędzie, gdzie będą mieli dach nad głową" - opowiadał burmistrz Giglio Sergio Ortelli. Dodał, że część osób spędziła noc w kościele.
Pasażerowie, którzy bez pozostawionych na pokładzie dokumentów i rzeczy osobistych, dotarli po ewakuacji najpierw do portu Santo Stefano, a potem do hotelu Hilton koło rzymskiego lotniska Fiumicino, opowiedzieli mediom, że na statku Wybuchła panika, ludzie skakali do wody, nie czekając na zejście do szalup ratunkowych. To wśród nich są ofiary śmiertelne.
Armator Costa Crociere oświadczył, że przyczyny awarii nie są jeszcze potwierdzone i będą wyjaśniane.
Na pokładzie było 3200 pasażerów - wśród nich 1000 Włochów, 500 Niemców i 160 Francuzów - oraz 1023 osoby załogi. Wśród załogi było trzech Polaków. Polacy byli także wśród pasażerów. Według polskiej ambasady w Rzymie, sześciorgu naszym obywatelom udzielono pomocy i nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Sprawdzany jest los dwóch kolejnych Polaków, którzy według różnych informacji prawdopodobnie byli na tym statku. Takie informacje podawano przez cały dzień. Wieczorem okazało się, ze na statku było 12 Polaków. Jedenastu zostało uratowanych i są już w drodze do domu - poinformowała w sobotę wieczorem konsul RP w Rzymie. Poszukuje się jeszcze jednej osoby z polskim paszportem.
Pasażerowie powiedzieli włoskim mediom, że w czasie kolacji usłyszeli hałas, po którym zgasło światło. Początkowo wyjaśniano, że to awaria prądu. Ale następnie statek przechylił się, zaś ludzie wystraszyli się widząc, że talerze spadają ze stołów. Wkrótce potem okazało się, że wszyscy muszą opuścić pokład. "To były sceny jak z Titanica" - powiedziała agencji Ansa uczestnicząca w rejsie dziennikarka Mara Parmegiani. W czasie ewakuacji słychać było krzyki i płacz.
Do awarii doszło dwie godziny po wypłynięciu ogromnego statku z portu Civitavecchia niedaleko Rzymu. Podczas rejsu z Savony w Ligurii miał też zawinąć na Sycylię, Sardynię, do Barcelony i Marsylii.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.