Mieszkańcy stanu Kalifornia wypowiedzą się przy okazji listopadowych wyborów czy chcą zniesienia kary śmierci. Inicjatywę w tej sprawie poparło ponad 500 tys. osób.
Referendum odbędzie równolegle z wyborami prezydenta, Izby Reprezentantów i 1/3 składu Senatu Kongresu federalnego a także gubernatorów i władz lokalnych.
Inicjatywa zakłada, że oczekujący obecnie na wykonanie wyroku śmierci mieliby wyrok zamieniony na karę dożywotniego więzienia. Jednak w czasie odsiadywania takiej kary musieliby pracować.
W Kalifornii wyroki śmierci wykonywane są rzadko. Od czasu przywrócenia kary śmierci w tym stanie w roku 1978 stracono tam 13 osób. Od 2006 r. nie wykonano żadnego wyroku śmierci.
Miejscowe media podkreślają, że znamienny jest fakt, iż zniesienie kary śmierci popiera Jeanne Woodford, była dyrektor więzienia San Quentin, gdzie znajduje się największy w Stanach Zjednoczonych oddział skazanych na ten rodzaj kary i oczekujących na wykonanie wyroku.
"Nasz system (penitencjarny) jest nieskuteczny, drogi i zawsze niesie ze sobą poważne ryzyko popełnienia pomyłki" - powiedziała Woodford, obecnie aktywna działaczka ruchu na rzecz zniesienia kary śmierci popieranego przez Amerykańską Unię Swobód Obywatelskich (ACLU).
Zdaniem Woodford i popierających ją osób, zniesienie kary śmierci przyniosłoby znaczne oszczędności, m. in. dzięki zmniejszeniu olbrzymich honorariów dla adwokatów zajmujących się tymi sprawami. Argumentują oni, że zaoszczędzone pieniądze można by przeznaczyć na badanie nierozwiązanych dotychczas spraw kryminalnych.
Utrzymanie więźniów oczekujących na wykonanie wyroku śmierci kosztuje władze stanowe ok. 184 mln dolarów rocznie. Przy obecnym deficycie budżetu stanowego jest to dodatkowym argumentem na rzecz zniesienia kary śmierci.
Nawet zwolennicy utrzymania kary śmierci przyznają, że obecny system penitencjarny jest zbyt drogi i wymaga reform.
Msza św. w 106. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.