Rana postrzałowa głowy była przyczyną śmierci Sławomira Petelickiego - taki wynik sekcji jego zwłok podała oficjalnie prokuratura. Sekcja nie wykazała śladów wskazujących na "udział osób trzecich" w tragedii.
"Wstępne wyniki sekcji potwierdzają wyniki oględzin ciała" - poinformował we wtorek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura. Dodał, że potwierdzono postrzał głowy w skroń - rana jest wlotowa i wylotowa; nie ma innych obrażeń ciała.
Prokuratura zarządziła badania toksykologiczne na obecność substancji odurzających w ciele zmarłego. Wyniki mają być znane miej więcej za kilka tygodni, razem z całościową opinią sekcji zwłok. Według Ślepokury planowane są także "standardowe badania" biegłego balistyka (co do broni i trajektorii lotu pocisku).
Ślepokura powiedział, że ani przy denacie, ani w jego domu nie znaleziono żadnego listu pożegnalnego. Zabezpieczono nagrania z monitoringu (według informacji mediów kamery z podziemnego parkingu nie sięgały miejsca, gdzie padł strzał). Trwają przesłuchania świadków, w tym osób najbliższych.
Wstępną kwalifikacją prawną postępowania jest art. 151 Kk, który przewiduje karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5 dla tego, kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na życie. Kwalifikacja - przyjmowana z reguły przy śledztwach w sprawie samobójstw - może się zmienić, jeśli pojawiłyby się "nowe okoliczności".
Martwy Petelicki został w sobotę znaleziony przez żonę w podziemnym parkingu wielorodzinnego budynku, w którym mieszkał, na warszawskim Mokotowie. Znaleziono przy nim broń, z której padł strzał. Jak podkreślali od początku informatorzy PAP, najbardziej prawdopodobną wersją śmierci generała jest samobójstwo.
Petelicki był generałem w stanie spoczynku; oficerem wywiadu PRL, potem założycielem i pierwszym dowódcą jednostki GROM. We wrześniu skończyłby 66 lat.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.