Dziś w subiektywnym przeglądzie prasy głównie o tym, że tak zwana obiektywna wiedza o świecie bywa mocno uwarunkowana naszym chciejstwem.
W Rzeczpospolitej dziś ciekawy tekst Ewy Czaczkowskiej o tym, jak rząd (w osobie ministra Boniego) próbuje wykiwać biskupów. Oczywiście w sprawie Funduszu Kościelnego. Już wydawało się, że są podstawy do porozumienia. Z publikacji na stronie MAC wynika jednak, że porozumienia nie będzie, a cała sprawa ze strony rządu jest tylko stwarzaniem sobie alibi w wypadku, gdyby biskupi jednak skierowali sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Czytając takie rzeczy ręce opadają. Czy naprawdę rządzących nie stać na to, żeby występować z otwarta przyłbicą? Tak sobie wzięli do serca mądrość z Tytusa, Romka i Atomka, że działanie podstępem ma przyszłość nie tylko w szkole, ale też…
Znacznie bardziej dramatyczna opisana została na stronie A9. W artykule „Reforma dramatyczna dla pięciolatków” Artur Grabek opisuje sytuacje pięciolatki, która z powodu pójścia do szkoły nabawiła się poważnych problemów psychicznych. „Ale wyjścia nie ma” – pisze autor. „Dziecko, mimo że nie jest przygotowane emocjonalnie do pójścia do szkoły, edukację musi kontynuować”. Szczęka opada, scyzoryk w kieszeni się otwiera. Jak to nie ma wyjścia? Dziecko musi chodzić do szkoły, choćby miało do reszty stracić zdrowie? A podobnych problemów jest więcej, bo szkoły nie sa do reformy dobrze przygotowane. A ministerstwo? Na razie nie zajmuje głosu w sprawie, czy można dziecko „wycofać ze szkoły” i zapowiada kontrole. To przecież kompletna paranoja. Przepis jest ważniejszy niż dobro dziecka? I to w dodatku, gdy jego ominięcie nic nie kosztuje? Brak słów…
W Gazecie Wyborczej na pierwszej stronie o nowej wystawie pewnego artysty, który niegdyś przygniótł papieża meteorytem (w swojej kreacji tylko oczywiście). Rozwinięcie materiału na stronie 16. Ale już zdjęcie na pierwszej stronie wystarcza: padły koń, a nad nim tabliczka z napisem… INRI. Wszystko jasne. Jeśli artysta szukając rozgłosu musi uciekać się do takich prowokacji, musi być artystą kiepściutkim. Widać w sam raz na pierwszą stronę w Wyborczej. Wiadomo, tego czy owego oburzy i znów będzie o gazecie głośno. Czego moje pisanie jest najlepszym dowodem. Ale wydaje mi się, że w przeglądzie prasy udawać, że sprawy nie ma, byłoby głupio.
Znacznie ciekawszy artykuł na stronie dziewiątej. Też o szkolnych absurdach. „Nóż na twarzy nastolatki”, autorstwa Olgi Szponar i Jarosława Sidorowicza. Rzecz o wydarzeniu, które dwa lata temu wstrząsnęło cała Polską: gimnazjalistka zaatakowała swoje koleżanki nożem. Autorzy artykułu rozmawiają z jedną z dyżurujących wtedy nauczycielek, która – zdaniem niektórych – nie zareagowała prawidłowo. Tekst jak tekst. Dość wyważony. Przytoczono wypowiedzi wielu znających się na rzeczy, którzy biorą kobiety w obronę. Zdumiewa tylko, że są ludzie, którzy wymagają, by nauczycielki zareagowały wdaniem się w szamotaninę z dziewczyną z nożem w ręku. Nie chodzi już nawet o to, że same mogłoby zostać zranione. Ale zastanowił się ktoś co by było, gdyby w czasie takiej interwencji dziewczynie się zraniła? Tak, prawnik Mirosław Sanek, adwokat matematyczki. Przytacza przykład nauczyciela z Kryłowa, który stanął przed komisją dyscyplinarną za to, że rozdzielając chłopaków podczas bójki jednemu z nich wykręcił palec. Niestety, jak to powtarzam z uporem maniaka, pomysły niektórych „speców od edukacji” zupełnie nie liczą się z realiami. Ilustruje to także przykład opisany w Rzeczpospolitej. Gdy pojawia się konflikt między ideałami a rzeczywistością, przegrywają oczywiście te drugie.
W Naszym Dzienniku na pierwszej stronie tekst „Znakomita premiera” autorstwa Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej. Rzecz o nowej warszawskiej scenie „Nasz Teatr”. Inauguracyjne przedstawienie, pod tytułem „Lekcja historii według Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza, Stanisława Wyspiańskiego i Mariana Hemara” zaprezentowano w dolnym kościele pw. Wszystkich Świętych przy Placu Grzybowskim. Przedsięwzięciu patronuje „Nasz Dziennik”.
Na stronie piątej artykuł Zenona Baranowskiego „Pirotechnik od tupolewów nie żyje”. To o niewyjaśnionej śmierci funkcjonariusza BOR w Kazachstanie. Sprawa o tyle jest ciekawa, że zmarły w przeszłości zajmował się sprawdzaniem rządowych tupolewów. Póki co zagadka jego śmierci nie została wyjaśniona. Nasz Dziennik trzyma rękę na pulsie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.