Rodzina, przyjaciele i kilkutysięczna rzesza wielbicieli pożegnała poetę i pieśniarza, Jacka Kaczmarskiego, 24 kwietnia na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Artysta został pochowany w alei zasłużonych.
- Gromadzi nas tutaj wdzięczność za pieśń życia - przywitał zebranych jezuita o. Wacław Oszajca, który przewodniczył Mszy pogrzebowej. - Zawsze śmierć przychodzi przedwcześnie. Ale on żyje, bo taka jest logika ludzkiego serca i rozumu - mówił o zmarłym. "Życie to tylko taka metafora" przytoczył słowa poezji Kaczmarskiego, pytając dokąd ta metafora prowadzi? - Myślę że pod owe zamknięte powieki pod którymi trwa blask. Prowadzi do nieskończonego, w tym cała nasza nadzieja - odpowiadał wskazując na nawrócenie artysty, który na kilka godzin przed śmiercią przyjął chrzest. Przypominając jego dorobek i znaczenie twórczości dla wielu pokoleń podkreślił, że "Jacek sięgał po niemożliwe, potrafił je uchwycić i nazwać. W jego pieśni, w jego słowie śpiewał nasz świat, czas wielkich marzeń, wielkiego rozczarowania". Jego śpiew wciąż będzie docierał, choć teraz z "innych części świata, czasu i przestrzeni" - dodał. W kondukcie żałobnym wraz z rodziną i przyjaciółmi, szło kilka tysięcy wielbicieli, w tym poczty sztandarowe górników - związkowców z NSZZ "Solidarność" oraz Duszpasterstwa Ludzi Pracy im. Ks. Jerzego Popiełuszki. Przed złożeniem do grobu urny z prochami wysłuchano pieśni zmarłego, a aktor Andrzej Seweryn odczytał jego wiersze: "Motywacja" i "Dance Makabr". Na koniec zebrani nad grobem odśpiewali "Mury" - najsłynniejszą balladę Kaczmarskiego, która była symbolem walki z komunizmem. - Bardzo nam pomagał w trudnych czasach, szczególnie w okresie stanu wojennego - powiedziała KAI Ludmiła Płochocka, emerytowana nauczycielka warszawskiego liceum im. Batorego, która przyszła wraz z córką pożegnać poetę. - Jego pieśni miały tak ogromną treść, były głębokie i dawały do myślenia. On był zupełnie inny niż wszyscy, był śpiewającym poetą, którego nie sposób naśladować - dodała. - Część mnie to jest on - mówi o poecie Anna Małecka z Wrocławia. - To co śpiewał, piosenki takie jak "Zbroja" oraz jego sposób patrzenia na historię i na człowieka poruszały i kształtowały mnie. Strasznie mi szkoda, że już nic więcej nie usłyszę. - Był autorem kilku ważnych piosenek, które zawsze ze mną pójdą: "Marynarki w angielską kratę", "Źródła", "Mury". Łatwiej było stać po stronie prawdy w komunie dzięki tym piosenkom. Był kimś w rodzaju starszego brata, który pokazywał, prowadził w ciemnym czasie. Jego rola jest ogromna. Zawsze mi było trochę przykro że jest człowiekiem niewierzącym. Dzisiaj, podobnie jak inni, jestem trochę zdumiona katolickim obrządkiem pochówku, ale też jestem spokojniejsza - powiedziała KAI pani Ania z Poznania, "fanka Karczmarskiego", która przybyła na pogrzeb z mężem Jackiem. Jacek Karczmarski był bardem "Solidarności", dla wielu symbolem i legendą pokolenia walczącego z komuną o wolną Polskę. Urodził się w 1957 r. w artystycznej rodzinie w Warszawie. Początkowo uczył się gry na pianinie, jednak ostatecznie wybrał gitarę. Był zafascynowany twórczością Włodzimierza Wysokiego i próbował naśladować jego styl. W 1977 r. wygrał Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie. W 1979 r. razem z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim stworzyli pierwszy program artystyczny "Mury". Po ogłoszeniu stanu wojennego w 1981 r. pozostał we Francji. Koncertował dla polskich emigrantów na wszystkich kontynentach. Od 1984 prowadził własną audycję w radiu Wolna Europa. Do polski wrócił w 1990 r. jednak cztery lata później wyemigrował do Australii. Był autorem kilkuset piosenek składających się na kilkanaście programów, a także kilku powieści. W 2000 r. otrzymał z rąk prezydenta Kwaśniewskiego Order Odrodzenia Polski. Poeta, który zmarł na raka krtani, do ostatnich swych chwil zmagał się z niewiarą. Przyjął chrzest na pięć godzin przed śmiercią.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.