8 miesięcy zajęło władzom Szpitala im. Dzieciątka Jezus wyjaśnienie procedur aborcyjnych, ale to wyjaśnienie rodzi kolejne pytania.
Dyrekcja warszawskiego Szpitala Klinicznego im. Dzieciątka Jezus odpowiedziała na wniosek o udzielenie informacji publicznej na temat sposobu dokonywania tam aborcji. Potrzebowała na to 8 miesięcy, tyle bowiem czasu minęło od chwili, gdy Fundacja Pro – Prawo do Życia po raz pierwszy zwróciła się do dyrektora Wielgosia o odpowiedź.
Dziś szpital wyjaśnia, że dokonuje się tam aborcji, bo zezwala na to polskie prawo. Zgodnie z zaleceniami WHO kobietom podaje się środki „wywołujące czynność skurczową macicy i w konsekwencji wydalenie płodu z jamy macicy”.
Z pisma dowiadujemy się, że „zgodnie z Ustawą aborcji dokonuje się do 22 tygodnia ciąży”. Jak informują władze szpitala, „w tym okresie płód nie jest zdolny do życia poza organizmem matki i zwykle rodzi się martwy”. Mimo zastanawiającego zwrotu „ZWYKLE rodzi się martwy”, dyrektor twierdzi, że „płody” poddane aborcji w jego szpitalu nie rodzą się żywe. Na wypadek jednak, gdyby tak się stało, są na to sposoby. „W szpitalu obowiązuje procedura odstąpienia od reanimacji w przypadku terminacji ciąży, ze wskazań medycznych, natomiast w przypadku potencjalnie żywego poronienia obowiązuje procedura umieszczenia płodu w cieplarce” – czytamy.
Fundacja Pro nie zadowoliła się tą odpowiedzią i w wysłanym właśnie kolejnym piśmie dopytuje dalej o szczegóły powyższej procedury. Prof. Wielgoś będzie musiał odpowiedzieć, czy polega ona na czekaniu, aż dziecko w owej „cieplarce” umrze z głodu i pragnienia, czy też z przerażenia i samotności.
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.