W dzisiejszym subiektywnym przeglądzie prasy o tym, co trzeba zrobić, żeby zostać zauważonym.
Polacy są narodem praktycznym. Stąd bardziej od ewentualnej kandydatury ministra Sikorskiego na stanowisko unijnego ministra spraw zagranicznych interesują się tym wszystkim, co w jakiś sposób rozwiązuje ich codzienne problemy. W tej perspektywie ustawia polską teologię wyzwolenia ks. Grzegorz Strzelczyk w majowym numerze miesięcznika W drodze. Autor cytuje twórcę tejże teologii, księdza Franciszka Blachnickiego, licząc na twórczą dyskusję, bez wikłania się w marksistowskie konteksty. Warto zatrzymać się nad jednym fragmentem. „Ewangelia w swej najbardziej wewnętrznej istocie i w swych konkretnych, historycznych wcieleniach jest radosną nowiną o wyzwoleniu człowieka, przepowiadaniem jako o fakcie już dokonanym. Ewangelizacja, która nie jest w stanie rozwiązać ludziom w konkretnych, egzystencjalnych sytuacjach, problemu wyzwolenia – jest nieporozumieniem. Taka ewangelizacja pozostaje bezowocna, nie ma mocy w sobie, by poruszyć, przyciągnąć i uzdolnić człowieka do działania. Ewangelizacja przemienia się wtedy w werbalne głoszenie, w propagandę, w rozszerzanie ideologii, jednej z wielu.”
O próbach rozwiązywania problemów w dzisiejszej Rzeczpospolitej pisze Tomasz Terlikowski. Co prawda w kontekście rozwijających się ruchów republikańskich, za to z dwoma ważnymi wnioskami. Po pierwsze rozbudziły one poważny potencjał społeczny. Autor wskazuje tu Fundację Mamy i Taty, akcję Ratuj Maluchy i Marsze dla życia i Rodziny. Listę można rozwijać niezależnie od republikańskich upodobań jej autora. Drugi wniosek potraktowałem jako sugestię do ostatniej części dzisiejszego przeglądu. Terlikowski zauważa to, o czym od dawna wiadomo. Ten wielki potencjał nie jest dostrzegany przez lewicę i mainstream, „bo uniemożliwia im to obrzydzenie dla prawej strony sceny światopoglądowej, która w odróżnieniu od strony lewej ma się świetnie".
Co zrobić, by ten potencjał został zauważony? Warto zwrócić uwagę na sugestie Eryka Mistewicza, opublikowane najpierw w tygodniku Do Rzeczy, a następnie w czwartym numerze Nowych mediów. Pisząc o śmierci rzeczników prasowych autor nie umieszcza ich w muzeum, ale wyznacza im nowe role i zadania. „Rolą rzecznika prasowego nie będzie już odpowiadanie na pytania dziennikarzy, lecz samodzielne produkowanie dziennikarskich treści („contentu”). Coraz częściej przekonuję prezesów, polityków, dyrektorów instytucji publicznych do tego, aby ich rzecznicy prasowi tworzyli własne redakcje, produkowali informacje, opinie tak, jak czynią to wydawnictwa czy redakcje wiadomości telewizyjnych. Nakłaniam do tego, by nie czekali na pytania dziennikarzy, ale samemu planowali kolejne wydania swoich serwisów (…) W świecie konkretnej, realnej, prawdziwej informacji zmienia się nie tylko rola dziennikarzy, ale i rzeczników prasowych. W nowych strategiach komunikacyjnych ci drudzy przejmują funkcje tych pierwszych, stając się organizatorami przestrzeni publicznej, akceleratorami debat, animatorami społeczności, wydawcami i redaktorami własnych kanałów opinii i informacji. Jeśli chcą wygrać.”
Wbrew pozorom ten wielki potencjał, i społeczny, i kościelny, ma szansę przebicia się przez informacyjny mur. Wykorzystując już istniejące media. Wiele redakcji, chociażby nasza, zamiast wyścigu po gorącego newsa, którego za kilka minut i tak opublikują wszyscy, chętnie zamieści materiał inspirujący debatę czy pokazujący ciekawe inicjatywy. Zamieści, gdyż w ten, a nie inny sposób zyska czytelnika. Nie internautę mnożącego ilość kliknięć na stronę. Ale właśnie czytelnika.
Potwierdzają tę tezę moje obserwacje zachowań odwiedzających nasz portal. Cóż z tego, że gorący news ma kilkadziesiąt tysięcy odsłon, skoro czas odsłony wynosi na przykład szesnaście sekund. Taki tekst nigdy nie zainspiruje debaty, choć ma pod sobą kilkadziesiąt komentarzy. Pochodzących zawsze od tych samych osób – niestety. Czego nie można powiedzieć o innych, dobrze przygotowanych materiałach. Ich autorów cieszy nie tyle ilość lajków, choć czasem bywa duża, co właśnie czas odsłony, niekiedy dochodzący do czterech minut. Co znaczy, że tekst został uważnie przeczytany i przetrawiony. Takie materiały są pożądaniem każdej, mającej większe niż sama ilość odsłon ambicje, redakcji.
Zatem wspomniany przez Tomasza Terlikowskiego potencjał ma duże szanse przeniknięcia do ogólnospołecznej świadomości. Byle jego rzecznicy, byle rzecznicy Kościoła, potrafili przygotować dobry materiał i rozesłać go tam, gdzie będzie czytany, oglądany, słuchany. I – co najważniejsze – żeby nie były to same gadające przez dwadzieścia pięć minut głowy. Bo i to wiadomo, że najpóźniej po dwóch minutach mało ciekawego wywodu internauta przechodzi na następną stronę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.