Najważniejszy muzułmański duchowny w Australii chce wycofać się z życia publicznego i odejść na emeryturę - podała Rzeczpospolita.
To konsekwencja jego ubiegłotygodniowego wystąpienia - uważa Rz. Szejk Taj Aldin al Hilali zasłynął wtedy na cały świat. Jego kazanie, w którym porównał kobiety nienoszące hidżabu do kawałka mięsa, cytowały najważniejsze media na świecie. Według muftiego Australii gdyby kobiety ubierały się stosownie, nie byłoby gwałtów. - Jeżeli położysz na ulicy, w ogrodzie czy w parku kawałek niezakrytego niczym mięsa, przyjdą i zjedzą go koty. Czyja to wina? Kotów czy mięsa? - mówił. Te słowa oburzyły nawet muzułmanów. - Poczuli się urażeni. Tak jak wszyscy inni Australijczycy - usłyszeliśmy w redakcji gazety " The Australian", która pierwszaopisała aferę. W Australii mieszka około 350 tysięcy muzułmanów. Niektórzy zaczęli wzywać al Hilaliego do ustąpienia. Mufti zasłabł i trafił do szpitala. Wcześniej skarżył się na bóle w klatce piersiowej. Pod jego meczet podjechała karetka pogotowia. "Presja, jakiej doświadczyłem w ostatnich dniach, odbiła się na moim zdrowiu" - napisał potem w oświadczeniu. Choć nie stwierdził wprost, że chce ustąpić, ale tak jego słowa odebrały wszystkie media. Al Hilali stoi na czele australijskich muzułmanów od 1989 roku. Dwa tygodnie temu w wywiadzie radiowym chwalił "bojowników dżihadu" z Iraku i Afganistanu. Premier John Howard powiedział w poniedziałek, że w ten sposób mufti prawdopodobnie złamał australijskie prawa antyterrorystyczne. Niewykluczone więc, że czeka go proces.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.