SLD poprze ochronę księży?

W przewortnym artykule Jan Złotorowicz napisał: Kiedy usłyszeliśmy pomysł grupy posłów prawicy, aby uczynić z księży funkcjonariuszy publicznych, pukaliśmy się w głowy. Ale po dłuższym namyśle doszliśmy do wniosku, że to kapitalny pomysł. Wart poparcia przez posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Niech prawica robi z księży funkcjonariuszy. Ale z wszystkimi tego konsekwencjami. Dzięki temu łatwiej będzie np. wprowadzić w przyszłości podatek kościelny. Grupa związanych z Radiem Maryja polityków prawicy wymyśliła sobie, że z księży powinno się uczynić coś na kształt urzędników państwowych. Chodzi im głównie o to, aby dziennikarze odpowiadali za krytykę księży tak samo jak za obrazę wysokiego urzędnika, a prokuratura miała obowiązek ścigać takie sprawy z urzędu. Nie przemyśleli jednak wszystkich tego konsekwencji, bo księża funkcjonariusze będą mieli nie tylko prawa, ale i obowiązki. Niektóre mogą stać się dla nich bardzo dotkliwe, np. księża funkcjonariusze musieliby składać oświadczenia majątkowe. Nie tylko swoje, ale i współmałżonków – jeśli reguła na takowych pozwala. W szczególnych wypadkach musieliby nawet przedstawiać majątek konkubentów lub konkubin. Konsekwencje przerobienia księży na funkcjonariuszy publicznych przebadał poseł Sojuszu Piotr Gadzinowski i znalazł trzy artykuły kodeksu karnego, które ewentualnych księży funkcjonariuszy postawią w kłopotliwej sytuacji. * Art. 231 k.k.: funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Jak to się ma do księży? Gadzinowski wyjaśnia: – Jeżeli funkcjonariusz któregoś z kościołów obiecuje zbawienie, a nie dopełni tych obowiązków, to można go zaskarżyć. * Art. 228 k.k.: kto w związku z pełnieniem funkcji publicznej przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Czyli koniec z tacami, kopertami podczas kolęd czy opłatami cmentarnymi itd. Bo to wszystko będzie właśnie „przyjmowaniem korzyści majątkowych w związku z pełnieniem funkcji publicznej”. * Art. 230 k.k.: kto powołując się na wpływy w instytucji państwowej, samorządowej, organizacji międzynarodowej albo krajowej lub w zagranicznej jednostce organizacyjnej dysponującej środkami publicznymi albo wywołując przekonanie innej osoby lub utwierdzając ją w przekonaniu o istnieniu takich wpływów, podejmuje się pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Czyli znowu nici z opłat. Kościoły z reguły są organizacjami międzynarodowymi, a niejako podstawą działalności księży jest powoływanie się na wpływy w takiej instytucji. Nie mówiąc już o powoływaniu się na wpływy w Niebie. Wszystko to sprawi, że kościoły będą musiały znaleźć sobie inne źródło zarobku. A jak tak, to państwo powinno te wpływy opodatkować. – Sytuacja w Polsce się zmieniła, żyjemy w gospodarce wolnorynkowej, chcemy mieć przejrzystość finansową wszystkich podmiotów itd. Ponadto obywatele są i tak przyzwyczajeni, że za wszystko trzeba płacić. Podatek kościelny sprawi, że kościoły będą musiały się rozliczać ze swoich pieniędzy – uważa Gadzinowski. No i oczywiście państwo musiałoby cały czas pilnować, czy księża funkcjonariusze przestrzegają wyżej wymienionych paragrafów. I tu jak znalazł może się okazać Centralne Biuro Antykorupcyjne. – Mogę sobie wyobrazić, że CBA zrobi prowokację i podstawi księdzu funkcjonariuszowi starszą panią z kopertą i zbada się, czy proboszcz ulegnie pokusie korupcyjnej – mówi Gadzinowski. Nic więc dziwnego, że Kościół katolicki na pomysły grupy polityków prawicy zareagował dość chłodno. Od redakcji Jak widać, trzeba się dobrze zastanawiać, zanim zgłosi się publicznie jakiś "uszczęśliwiający" innych pomysł. Żeby nie został wykorzystany przeciwko tym, którym ma "pomóc".