24-letnia Agata, kuzynka Beaty Sawickiej, posłanki PO, jest jedną z betanek zamkniętych w klasztorze w Kazimierzu Dolnym. Co się z nią tam dzieje? Czy nie jest krzywdzona? Posłanka chce prosić rząd i premiera, aby pomogli rozwiązać konflikt między byłymi siostrami a ich przełożonymi - informuje Dziennik.
Pozostające w konflikcie z Kościołem siostry od wielu miesięcy siedzą zamknięte w klasztorze w Kazimierzu nad Wisłą. Nie zgodziły się na zmianę swojej przełożonej, która rzekomo zaczęła mieć prywatne objawienia. Zabiły deskami okna i drzwi, wysypały trawniki tłuczonym szkłem i szykują się na wojnę z komornikiem, który najpóźniej we wrześniu podejmie próbę wyeksmitowania ich. Przełożeni zakonu betańskiego uznali bowiem, że kobiety, na które Watykan nałożył ekskomunikę, zajmują budynek nielegalnie. Betanki odmawiają kontaktu z kimkolwiek. Nie przychodziły do sądu na sprawy eksmisyjne. Nie chcą rozmawiać z dziennikarzami, unikają nawet kontaktów z mieszkańcami Kazimierza. Jakiś czas temu ze światem zewnętrznym kontaktowały się jeszcze za pośrednictwem swoich rodzin. W końcu zrezygnowały i z tego. Dziennik dotarł do krewnej jednej z sióstr. Nieoczekiwanie okazuje się, że to parlamentarzystka Platformy Obywatelskiej. "Agata jest betanką, córką brata mojego ojca" - mówi Dziennikowi Beata Sawicka. "Ma 24 lata i pochodzi z województwa łódzkiego. Jej najbliższa rodzina odchodzi już od zmysłów, bo nie wie, co się z nią dzieje. W klasztorze może znajdować się nawet kilkadziesiąt sióstr zakonnych, a nie, jak mówiono wcześniej, kilkanaście" - dodaje. Dotychczas Sawicka nie chciała otwarcie rozmawiać o całej sprawie, ale zmieniła zdanie, gdy ostatnio zdesperowana rodzina innej zakonnicy poprosiła ją o interwencję. "Zdecydowałam się w końcu wystąpić publicznie, bo jestem bezpośrednio zaangażowana w dramat tych sióstr jako członek rodziny i posłanka. Nie mogę pozwolić, by tak wrażliwy społecznie temat wciąż był przez polityków lekceważony" - mówi Dziennikowi Sawicka. Co sądzi o tym, co dzieje się za murami klasztoru? Sawicka, choć sama jest praktykującą katoliczką, to przyznaje, że trudno jej zrozumieć postawę Kościoła wobec zbuntowanych sióstr. Twierdzi, że medialny obraz betanek jest kompletnie fałszywy i niesprawiedliwy. "Rodziny zakonnic mówią mi, że w całej sprawie może chodzić o ambicjonalny spór między przełożonymi, a żadnych wizji, objawień czy parareligijnych wątków nie było" - mówi posłanka. O księdzu, który ma być rzekomo zamknięty z kobietami w klasztorze, też nie ma żadnej wiedzy. Parlamentarzystka dodaje, że była gotowa zostać mediatorką, ale ma nadzieję, że sprawą zajmą się teraz władze państwa. Podkreśla, że rodziny zbuntowanych betanek czują się opuszczone w swoim dramacie. "Nie mają pomocy psychologicznej ani żadnego wsparcia" - mówi Sawicka. "Społeczeństwo już niemal zaakceptowało fakt, że bunt jest wewnętrzną sprawą Kościoła, tymczasem problem ma wymiar dużo szerszy, bo dotyczy nie tylko sióstr, ale i ich bliskich" - dodaje. Jednym z powodów jej dotychczasowego milczenia była właśnie obawa o to, że opinia publiczna może jeszcze bardziej negatywnie odnieść się do zbuntowanych kobiet. Ale w tej chwili Sawicka nie ma już wyjścia: musi zaapelować o pomoc. "Pierwsze, co trzeba zrobić, to porozmawiać z rodzinami tamtych sióstr. Dotarcie do nich nie jest niemożliwe, a tu chodzi o zdrowie, a nawet życie ich najbliższych" - twierdzi posłanka. Do tej pory do betanek nie wysłano jeszcze profesjonalnego negocjatora, MSWiA ani podległe mu służby też nie wykonały żadnych ruchów. Tymczasem wkrótce do klasztoru wkroczy komornik, który musi wykonać prawomocne orzeczenie sądu o eksmisji. Jeśli siostry nie wyniosą się po dobroci, będzie musiał użyć siły. "Boimy się, jak siostry zareagują, gdy wkroczą komornicy" - twierdzi posłanka. "Opowiedziałam o tej sytuacji niektórym posłom z mojej partii i doradzili mi, żebym skontaktowała się z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Januszem Kaczmarkiem. Posłanka z ministrem zamierza się spotkać być może jeszcze w tym tygodniu.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.