Pomagają tam gdzie jest najtrudniej: mniejszościom chrześcijańskim, wiernym
prześladowanym. Współfinansują budowę świątyń, zapleczy duszpasterskich.
Opłacają kształcenie księży i katechetów, a nawet pomoc motoryzacyjną. O misji
i dziele "Pomocy Kościołowi w Potrzebie" Radio Watykańskie rozmawiało z ks.
Waldemarem Cisło, dyrektorem Sekcji Polskiej oraz Mieczysławem Gilem,
członkiem rady Sekcji.
RV: Takim „spiritus movens” organizacji był jej założyciel – o. Werenfried van Straaten. Jak jest w Polsce? Czy tylko i wyłącznie ksiądz potrafi wychodzić z inicjatywą, czy jest miejsce w „Pomocy Kościołowi w potrzebie” dla ludzi świeckich?
M. Gil: Myślę, że to jest pytanie retoryczne, aczkolwiek nie zawsze ludzie w Polsce, którzy mogli pomóc, wiedzieli o tym. Są jeszcze ludzie, którzy w trakcie rozmowy, po zwykłym wytłumaczeniu o co chodzi, mówią: proszę bardzo, chętnie pomogę w ramach moich możliwości. Dlatego widzę wielką perspektywę rozwoju tej pomocy i możliwości dopływu środków. Z drugiej strony, jako człowiek „Solidarności” od 1980 r., wiem, że „Solidarność” otrzymywała pomoc z całego świata. Dzisiaj potrzeba wykazć się tym myśleniem i postawą solidarności przez małe „s”, ale też jako organizacji. Ze wstępnych rozmów, które przeprowadziłem wynika, że także struktury „Solidarności” mogą być przydatne dla naszej pomocy.
RV: Hasłem o. van Straatena było „Pojednanie i solidarność na świecie”. W Polsce istnieje wiele organizacji charytatywnych, chyba największą jest Caritas. Czy nie wchodzicie sobie w drogę?
Ks. W. Cisło: My się uzupełniamy. Używamy czasem takiego porównania, że Caritas jest jak straż pożarna, która wchodzi w pierwszym momencie, bo ma zapewnić jedzenie, leki, to, co jest najbardziej potrzebne zazwyczaj w akcjach humanitarnych. My natomiast jesteśmy tą organizacją, która wchodzi później. Media zazwyczaj usuwają się wtedy z tych terenów, kiedy katastrofa minie. Weźmy np. klęskę tsunami. Pomoc nadal jest tam potrzebna i my jej udzielamy, najczęściej kościelnymi kanałami, co jest sprawdzone od lat. Polega to na tym, że każda prośba, każdy projekt musi mieć asygnatę biskupa miejsca. To jest dla nas zapewnienie, że pieniądze czy projekty zostaną zrealizowane prawidłowo, i do tej pory nie zawiedliśmy się na tej strukturze pomocy. To jest dobry aspekt zaufania Kościołowi lokalnemu, a jednocześnie mamy rozeznanie, jakie są największe potrzeby.
Nie można mówić o konkurencji, bo w Kościele jest tyle różnych organizacji i Kościół ma swoją mądrość od wieków, że każdą potrzebę stara się zaspokoić i wykazać solidarność. Myślę, że w Polsce musimy to podkreślać, bo częściej słyszymy o upadku muru niż o „Solidarności”, tym pięknym dziele narodu polskiego. Myślę, że w tym klimacie jest miejsce na takie stowarzyszenie, które w swoim haśle ma pojednanie i solidarność.
M. Gil: Na tę drogę pomocy można z powodzeniem wejść kilkoma organizacjami, byle nie wejść w zderzenie, w jakieś niepotrzebne kolizje. Jest bardzo duża potrzeba pomocy, droga jest szeroka, więc zmieścimy się, nawet jeżeli będziemy razem na tej samej drodze.
RV: O. Werenfriedowi chodziło o to, by „wycierać łzy Boga wszędzie tam, gdzie Chrystus płacze”. Do takiej pomocy wszyscy jesteśmy zachęcani. Dziękuję bardzo za rozmowę.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»