Reklama

Ojcowie zza grobu

W USA rodzą się pierwsi potomkowie żołnierzy poległych w Iraku, którzy przed wyjazdem na wojnę zdeponowali nasienie w banku spermy. Ta praktyka "ojcostwa zza grobu" budzi coraz większe wątpliwości moralne - donosi Dziennik.

Reklama

Bank spermy "Fairfax Cryobank" wdowom po żołnierzach w Iraku każe czekać pół roku na sztuczne zapłodnienie. Kobieta, gdy dowiaduje się, że jej mąż nie żyje, a w banku spoczywa jego nasienie, może działać impulsywnie: pójść do kliniki, szybko zajść w ciążę, by mieć później w domu namiastkę ukochanej osoby. Gdy opadną emocje, łatwiej podjąć dojrzałą decyzję. Niektóre partnerki marines cierpliwie czekają. W ciągu ostatnich lat w Stanach Zjednoczonych urodziło się kilkoro dzieci, których ojcowie rok, dwa lata wcześniej polegli, budując demokrację na Bliskim Wschodzie. "Nowoczesna medycyna pozwoliła mi ociupinkę oszukać śmierć" - zdradza na łamach dziennika "USA Today" Kathleen Carroll-Smith. Jej syn Benton przyszedł na świat dwa lata po śmierci ojca. "Ma takie same błękitne oczy, blond loki i zaraźliwy uśmiech jak mój mąż" - dodaje. Żołnierze, którzy otrzymują rozkaz wyjazdu do Iraku, coraz częściej zapobiegliwie deponują swoje nasienie w bankach spermy. Tylko w zeszłym roku "Fairfax Cryobank" odwiedziła ponad setka marines. "Mężczyźni, którzy przed wyjazdem do Iraku przyjmują całą serię nowoczesnych szczepionek, obawiają się bezpłodności. Jesteśmy więc dla nich gwarancją, że gdy wrócą do ojczyzny, będą mogli mieć zdrowe dzieci" - przekonuje jeden z szefów banku. Choć Departament Obrony zapewnia, że żołnierze nie muszą obawiać się leków, których skomplikowane nazwy słyszą pierwszy raz w życiu, Amerykańskie Stowarzyszenie Weteranów Wojny w Zatoce Perskiej ostrzega przed potencjalnym ryzykiem. Organizacja przypomina, że na początku lat 90., podczas pierwszego konfliktu w Iraku, marines podawano toksyczne szczepionki. Ofiarami tak zwanego syndromu pustynnej burzy były również dzieci poczęte po wojnie. Niemowlęta rodziły się z poważnymi wadami serca, mózgu i bez kończyn. Nigdy nie potwierdzono zarzutów stowarzyszenia weteranów, wystarczyło to jednak, by wzbudzić niepokój żołnierzy. Nieoczekiwanych klientów laboratoria przyjęły z otwartymi ramionami. Okazało się, że przechowanie spermy marines to nobilitacja, ba - niemal patriotyczny obowiązek. "Fairfax Cryobank", podobnie jak inne tego typu instytucje w USA, odmawiają pobierania opłat od żołnierzy, podczas gdy zwykłego śmiertelnika zdeponowanie nasienia kosztuje 300 dolarów rocznie. W kwietniu na łamach gazety "The Washington Post" jeden z banków zamieścił całostronicowe ogłoszenie, w którym reklamuje specjalne rabaty dla armii Stanów Zjednoczonych. "Pierwszy rok za darmo, później dodatkowe zniżki" - widnieje nad zdjęciem żołnierzy rozglądających się po placu boju. "Amerykańskie banki spermy rozwinęły się dzięki marines podczas drugiej wojny światowej. Zakładano wówczas, że podczas nieobecności mężów żony będą mogły zajść w ciążę. Mimo że to religijny kraj, do kwestii kriogeniki podchodzi się tam niezwykle pragmatycznie" - przekonuje ginekolog prof. Waldemar Kuczyński z Akademii Medycznej w Białymstoku. Rzeczywiście, amerykańskie media, opisując przypadki kobiet zapłodnionych in vitro nasieniem nieżyjących mężów, starają się nie poruszać dylematów etycznych takiego postępowania. Skupiają się za to na okolicznościach, które poza śmiercią męża sprawiły, że wdowy podjęły taką decyzję. - Przed śmiercią Briana długo staraliśmy się o dziecko. Bezskutecznie. Sztuczne zapłodnienie było więc naturalnym sposobem powiększenia rodziny - przekonuje Carroll-Smith. Kobieta w dzieciństwie uległa wypadkowi, który spowodował poparzenia trzeciego stopnia blisko połowy ciała. Większość życia spędziła w szpitalach, przechodząc kolejne operacje plastyczne. W sumie było ich 80, wszystkie pod pełną narkozą. "Oczywiste było więc, że w zajściu w ciążę i urodzeniu dziecka muszą pomóc mi lekarze" - tłumaczy. Pieniądze otrzymane z Pentagonu, tak zwaną zapomogę rodzinną związaną ze śmiercią głowy rodziny przeznaczyła na inseminację. "Udało się dopiero wtedy. To też znak" - zapewnia. W porodzie towarzyszyła jej teściowa, która dziś wspólnie z ojcem Briana pomaga wychowywać chłopca. "Zastanawialiśmy się chwilę, czy taka decyzja jest słuszna, czy dziecko od poczęcia może być skazane na brak biologicznego ojca. Jednak gdy Benton przyszedł na świat, przestaliśmy mieć wątpliwości. Na święta zrobiliśmy mu zdjęcie w mundurku marynarza. Taki sam strój nosił kiedyś jego ojciec. Są do siebie tacy podobni" - cieszy się babcia.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
4°C Niedziela
wieczór
4°C Poniedziałek
noc
4°C Poniedziałek
rano
9°C Poniedziałek
dzień
wiecej »

Reklama