Amerykańscy muzułmanie uważają, że po 11 września 2001 roku są dyskryminowani. I podejmują walkę w sądach - podała Rzeczpospolita.
Rok temu sześciu amerykańskich imamów wracających z konferencji religijnej wsiadło do samolotu linii U.S. Airways w Minneapolis. Paru zmieniło miejsca, kilku wymieniło jakieś uwagi po arabsku, potem głośno zaczęli się modlić. Wystarczyło to załodze samolotu, by uznać ich za zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu. Zostali wyprowadzeni i poddani parogodzinnym przesłuchaniom. Oburzeni duchowni wynajęli dobrych adwokatów i skierowali sprawę do sądu. Linie lotnicze próbowały zapobiec rozprawie, podważając zasadność skargi. Ale we wtorek sąd w Minneapolis uznał, że imamowie mają podstawy, by sądzić, iż zostali usunięci z pokładu, bo są muzułmanami. – To od początku jest sprawa związana ściśle z prawami obywatelskimi. Mamy sześciu ludzi, którzy nie zrobili absolutnie niczego złego. Modlili się na lotnisku i zostali aresztowani. To niezgodne z konstytucją – oświadczył prawnik imamów Frederick Goetz. Bardzo podobna historia przytrafiła się sześciu Amerykanom irackiego pochodzenia w sierpniu tego roku. Także zostali wyproszeni z samolotu i poddani parogodzinnym przesłuchaniom, prawdopodobnie dlatego, że jeden z pasażerów poczuł się zagrożony, słysząc, jak przed startem rozmawiają między sobą po arabsku. Na początku listopada cała szóstka wytoczyła sprawę American Airlines. – Potraktowano mnie jak terrorystę, a jest mi do tego daleko – poskarżył się mediom jeden z powodów David al Watan. I trudno odmówić mu racji: cała szóstka wracała właśnie z bazy wojskowej w Kalifornii, gdzie w ramach kontraktu rządowego szkoliła marines udających się do Iraku. Podobnych przypadków jest coraz więcej. Amerykańscy muzułmanie, uważając się za ofiary antyislamskiej nagonki, szukają sprawiedliwości w sądach.W poniedziałek do sądu w Nowym Jorku trafił pozew Debbie Almontaser, założycielki pierwszej w tym mieście publicznej szkoły o profilu arabskim, przeciwko lokalnemu kuratorium i burmistrzowi. Almontaser, zmuszona tego lata do ustąpienia ze stanowiska pod presją krytyków zarzucających jej radykalne islamistyczne poglądy, domaga się odszkodowania za poniesione straty moralne. Bezpośrednią przyczyną jej zwolnienia było to, że odmówiła w wywiadzie dla prasy potępienia jednej z lokalnych organizacji arabskich za sprzedawanie koszulek z napisem „Intifada Nowy Jork”. Almontaser uważa, że władze naruszyły jej konstytucyjne prawo do swobody wypowiedzi i podkreśla, że „intifada” znaczy po arabsku tyle co otrząśnięcie się ze snu lub strząśnięcie z siebie czegoś. O odzyskanie dobrego imienia walczy również Rada do spraw Stosunków Amerykańsko-Muzułmańskich (CAIR). CAIR, jedna z najbardziej wpływowych, ale i najbardziej kontrowersyjnych muzułmańskich grup lobbingowych w USA, oskarżana jest przez krytyków o związki z Hamasem. Została wpisana przez Departament Sprawiedliwości na listę organizacji wspomagających fundację formalnie oskarżoną o finansowanie terroryzmu. Zabiegając o skreślenie z listy, szefostwo CAIR robi to, co potrafi najlepiej: lobbuje. Jak donosi dziennik Washington Post nawet wśród kongresmenów. Arabskie lobby stara się storpedować plany stworzenia dwóch rządowych komisji, które monitorowałyby radykalne ruchy powstające m. in. na amerykańskich uniwersytetach.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.