Zdolność znoszenia upokorzeń cierpliwie i z radością jest wskaźnikiem tego, czy jesteśmy chrześcijanami - stwierdził 27 września podczas porannej Eucharystii w Domu św. Marty Papież Franciszek. Przestrzegł przy tym ponownie przed pokusą "dobrobytu duchowego", która przeszkadza, by w pełni kochać Chrystusa.
Nawiązując do czytanej w tym dniu Ewangelii (Łk 9, 18-22), Ojciec Święty zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo letniości. Zaznaczył, że pytanie: "A wy za kogo Mnie uważacie?" skierowane jest nie tylko do apostołów, lecz także do każdego z nas. Odpowiedź, jakiej udziela wiele osób: prorok, dobry nauczyciel, ktoś pocieszający serce, pomagający żyć, być lepszym, jest po części prawdziwa, ale chodzi o coś więcej.
"To Duch Święty dotknął serca Piotra, aby powiedział, kim jest Jezus: że jest Mesjaszem, Synem Boga żywego. To tajemnica. Któż ją może wyjaśnić... Ale Piotr to powiedział. A jeśli każdy z nas, w swojej modlitwie, patrząc na tabernakulum, mówi Panu: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego», to po pierwsze, nie może powiedzieć tego tak sam z siebie, lecz musi to być Duch Święty, który w nim mówi, a po drugie, przygotuj się, ponieważ On ci odpowie: «To prawda»" - powiedział papież.
Na słowa Piotra Jezus przykazuje uczniom, by nikomu o tym nie mówili, a następnie zapowiada swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. W tym miejscu Franciszek przypomniał reakcję na to Księcia Apostołów, opisaną w Ewangelii św. Mateusza, gdy stwierdził on: "Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie" (Mt 16, 21). Papież zauważył, że Piotr jest przerażony, zgorszony, tak mniej więcej jak wielu chrześcijan, którzy mówią: "Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie. Idę za Tobą jedynie do pewnego punktu!". Chodzi więc o osoby, które gotowe są pójść za Jezusem jedynie do pewnego momentu - dodał kaznodzieja.
"Na tym polega pokusa dobrobytu duchowego. Mamy wszystko: mamy Kościół, Jezusa Chrystusa, sakramenty, Matkę Bożą, piękną pracę dla Królestwa Bożego, wszyscy jesteśmy dobrzy" - zaznaczył papież. Przypomniał postać bogatego młodzieńca z Ewangelii, który chciał i
ść z Jezusem, ale jedynie do pewnego punktu. Brakowało tego ostatniego namaszczenia, by być naprawdę chrześcijaninem: namaszczenia krzyża, upokorzenia."Uniżył się aż do śmierci i uśmiercenia wszystkiego. To jest probierzem, weryfikacją naszej rzeczywistości chrześcijańskiej: czy jestem chrześcijaninem kultury dobrobytu? Czy jestem chrześcijaninem, który towarzyszy Panu aż po krzyż? Znakiem jest zdolność znoszenia upokorzeń" - stwierdził papież. Zaznaczył, że zgorszenie krzyża nadal blokuje wielu chrześcijan. Wszyscy chcą zmartwychwstać, ale nie wszyscy chcą pójść drogą krzyża, a nawet skarżą się na doznane krzywdy lub zniewagi, zachowując się przeciwnie niż czynił to i każe nam naśladować w tym siebie Pan Jezus.
"Sprawdzianem czy jest się prawdziwym chrześcijaninem, jest nasza zdolność do znoszenia upokorzeń z radością i cierpliwością, choć nie bardzo się to nam podoba... Jest wielu chrześcijan, którzy szukają Pana, proszą o upokorzenia, aby bardziej się do Niego upodobnić. Stoimy przed wyborem: albo być chrześcijaninem dobrobytu, który chciałby pójść do Nieba, być z pewnością zbawiony, albo chrześcijaninem bliskim Jezusa, idącym Jego drogą" - stwierdził na zakończenie Ojciec Święty.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.