Co najmniej 35 osób, wśród których większość stanowiły kobiety i dzieci, spłonęło żywcem 1 stycznia w drewnianym kościele w mieście Eldoret w zachodniej Kenii. Padły one ofiarami starć na tle etnicznym w związku z wyborami prezydenckimi.
Wybory odbyły się w tym afrykańskim kraju 27 grudnia. W ich wyniku najwyższy urząd w kraju ponownie objął dotychczasowy prezydent Mwai Kibaki, ale - zdaniem opozycji - głosowanie zostało sfałszowane. Ponad 200 młodych ludzi zaatakowało kościół w Eldoret, w którym próbowało znaleźć schronienie 300-400 uchodźców z dwóch wiosek: Kiambaa i Kimuri na południe od tego miasta. Uciekli oni ze swych domów przed młodymi członkami Kościoła Zgromadzeń Boga, wznoszącymi wrogie okrzyki i śpiewającymi wojownicze pieśni. Napastnicy podpalili drewnianą świątynię, wywołując ogólną panikę, która sprawiła, że nie wszyscy zdołali się wydostać ze środka a szybko szerzący się ogień spowodował śmierć co najmniej 35 osób. Obecny na miejscu przedstawiciel Czerwonego Krzyża powiedział francuskiej agencji AFP, że wielu zwłok nie można rozpoznać; dodał, że do szpitali trafiły 42 osoby z ciężkimi poparzeniami. Eldoret i sąsiednie Kisumu, położone ok. 80 km na wschód od granicy z Ugandą, są miejscem największych rozruchów, do jakich doszło w ostatnich dniach w Kenii. Według miejscowej policji, w tym pierwszym mieście zginęło 1 bm. 18 osób. W Kisumu złożono do wspólnego grobu 55 ciał ofiar zwolenników kandydata opozycji w wyborach prezydenckich - Raili Odingi, który przegrał z dotychczasowym prezydentem. Ponadto 10 osób zginęło w portowej Mombasie w wyniku podpalenia ich domu. Kenijski Czerwony Krzyż ocenia, że co najmniej 70 tys. musiało opuścić swe domostwa w zachodniej części kraju w wyniku aktów przemocy. Zdjęcia lotnicze pokazują setki spalonych domów i chat, a także liczne zapory ustawione średnio co 10 km na drogach. Setki mieszkańców kraju, głównie należących do plemieniu Kikuju, z którego pochodzi obecny prezydent Kibaki, uciekło jako uchodźcy do Ugandy w obawie przed działaniami policyjnymi i zemstą ze strony członków innych plemion, sympatyzujących z przegranym kandydatem. Unia Afrykańska i Unia Europejska wezwały 1 bm. przedstawicieli obu stron do "powściągliwości i dialogu". UE wyraziła ponadto życzenie znalezienia "wiarygodnego i przejrzystego rozwiązania" obecnych problemów wywołanych przez wybory. W rozmowach telefonicznych do obu niedawnych kandydatów premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown zaapelował, aby zaczęli ze sobą rozmawiać i aby "zbadali możliwość zebrania się w jednym rządzie". We wspólnym oświadczeniu szefowie dyplomacji USA - Condeleezza Rice i Wlk. Brytanii - David Miliband wezwali przywódców kenijskich, aby "próbowali znaleźć ducha kompromisu". Raila Odinga, wywodzący się z plemienia Luo, zamieszkującego głównie rejony wokół Jeziora Wiktorii, oskarżył dotychczasowego szefa państwa, że przywłaszczył sobie przynajmniej 300 tys. głosów, podczas gdy różnica w wyborach między nimi wyniosła 231728 głosów. Mwai Kibaki, należący do plemienia Kikuju, najliczniejszego w Kenii i mieszkającego w centrum kraju, właśnie wśród swoich współplemieńców uzyskał ponad 90 proc. głosów. Obserwatorzy z UE zażądali 1 bm. przeprowadzenia niezależnych badań w sprawie wyników wyborów, gdyż - według nich - "nie przestrzegano międzynarodowych i regionalnych kryteriów wyborów demokratycznych".
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.