Katoliccy hierarchowie najłagodniej, jak mogą, domagają się odrzucenia komunizmu - relacjonuje Gazeta Wyborcza.
Takim głosem Kościół, zepchnięty przez dyktaturę Fidela Castro od lat 60. na margines życia publicznego, nie mówił od wielu lat. Ton wypowiedzi biskupów jest jeszcze tak ogólny, że ktoś, kto nie zna życia w komunizmie, nie wie, o co chodzi, ale do niedawna i takich słów zastraszona hierarchia katolicka na Kubie unikała. Z okazji Bożego Narodzenia konferencja biskupów oświadczyła mianowicie, że na Kubie "rosną nadzieje na konieczne przemiany, które polepszą i przekształcą życie narodu", bo na wyspie "od wielu lat utrzymują się bolączki i trudności, które tylko piętrzą się i przytłaczają ludzi". W kazaniu na Nowy Rok w katedrze w Hawanie kardynał Jaime Ortega zapewniał, że w ubiegłym roku "wszystkie warstwy narodu dały wyraz skargom, krytyce i propozycjom, które stwarzają nadzieje na konieczne zmiany, także strukturalne, w organizacji i rozwoju życia narodu". - Trzeba stworzyć przestrzeń dla inicjatywy i twórczości indywidualnej - mówił. Kardynał dodał, że "obiecujące jest to, że władze zasięgnęły opinii ludzi o trapiących ich sprawach", i wyraził nadzieją, że władze te podejmą teraz "decyzje, które są wyczekiwane i wyjdą naprzeciw pragnieniom ludzi". Chodzi o wytyczne dla władz lokalnych, jakie pół roku temu wydał następca i brat ciężko chorego dyktatora Fidela Castro Raul, który polecił aparatowi władzy wsłuchać się w głos społeczeństwa. Wielka akcja narodowego badania trudności została karnie przeprowadzona. Co dalej, reżim na razie nie mówi. Dobitniej od kardynała Ortegi wypowiedział się rzecznik Episkopatu i redaktor naczelny wydawanego przez archidiecezję w Hawanie pisma Palabra Nueva Orlando Marquez. "W ostatnich miesiącach wywiązała się debata publiczna, choć nie została upubliczniona, na temat bolączek, które nas trapią. Jaki jest sens proszenia ludzi, by bez obawy mówili prawdę? Już samo to zakłada uznanie, że nasze społeczeństwo się boi oraz że utrzymuje się w nim nieujawniony konflikt. A to już dużo" - pisze Marquez. Dalej jest już wprost wywrotowo: "Kiedy w takich dyskusjach ludzie zaczynają mówić o niezrozumiałym braku najbardziej podstawowych produktów, o wandalizmie, korupcji, kryzysie edukacji, dyskryminacji obywateli, o ograniczeniach wolności i braku perspektyw życiowych, to przyczyniają się do wykrycia przyczyn konfliktu w nadziei, że druga strona, tzn. władza, która zechciała wysłuchać opinii, odpowie na te oczekiwania". Orlando Marquez nie martwi się losem rewolucji kubańskiej, odsyła ją w przeszłość: "Rewolucja nie zginie, lecz zajmie miejsce w historii narodu ze wszystkimi blaskami i cieniami, cierpieniami i osiągnięciami, marzeniami i koszmarami". Jeszcze niedawno podobne wypowiedzi spowodowałyby zamknięcie czasopisma. Rok temu ten sam kardynał Ortega, który dziś domaga się zmian ustrojowych na Kubie, doprowadził do usunięcia ze stanowiska redaktora naczelnego jedynego niezależnego pisma kubańskiego Vitral, wydawanego przez diecezję Pinar del Rio. Wybitny intelektualista katolicki Dagobert Valdes stracił posadę, bo naciskały na to władze, zniecierpliwione jego bezustannym domaganiem się przywrócenia wolności obywatelskich. Teraz rzecznik biskupów proponuje zastąpić komunizm wolnością i demokracją, własnością prywatną i wolnym rynkiem, choć te wyklęte słowa nie padają. "Dziś możemy pokazać światu dowód dojrzałości i odpowiedzialności, poszanowania i akceptacji różnicy zdań, włączenia wykluczonych i niedyskryminowania nikogo, czyli możemy wśród nas samych wprowadzić ten sam sposób traktowania, jakiego domagamy się od innych krajów dla naszego. Możemy też przystosować się do nowej rzeczywistości światowej i ocalić zdobycze społeczne, nie odmawiając jednocześnie praw i szans rozwoju jednostce" - podkreśla Marquez. Na koniec rzecznik Kościoła ponagla: "Stopniowe przemiany są lepsze niż szybkie, gwałtowne i radykalne. Ale i te stopniowe nie mogą czekać, bo perspektywa, że zmiany miałyby zostać znowu odwleczone, nie tylko przeraża, ale byłaby wielkim rozczarowaniem i oszustwem".
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.