Plac pod budowę kaplicy w Trudovskoye w Donbasie, gdzie w 1945 roku niewolniczo pracowali wywiezieni do Związku Sowieckiego Ślązacy, poświęcili 28 września arcybiskup katowicki Wiktor Skworc i biskup zaporoski Marian Buczek.
Obóz w Trudovskoye istniał tylko w 1945 roku, później został zlikwidowany. Zanim to się stało, ziemia przy tej miejscowości stała się masowym grobem dla przetrzymywanych tu w strasznych warunkach ludzi. Byli wśród nich Niemcy i Ślązacy. Dwa baraki zajmowali Ślązacy z tzw. grupy knurowskiej - skierowani na Wschód z obozu przejściowego w Knurowie w ówczesnym powiecie rybnickim. Wstrząsające wspomnienia na ten temat pobytu w Trudovskoye pozostawił wywieziony jako 15-latek Wincenty Zaręba z Przyszowic. Wcale nie był najmłodszy w tym obozie. Był jeszcze chłopak 14-letni, który jednak zmarł – zresztą miesiąc po swoim ojcu, który był wywieziony razem z nim. Z 20 najbliższych sobie przyjaciół z okolic Knurowa po niespełna roku przeżyło 8. Pozostałych zabiły choroby, zwłaszcza dur brzuszny. Choroby szerzyły się, bo Ślązacy byli skrajnie niedożywieni i wycieńczeni niewolniczą pracą.
Wincenty miał szczęście: wrócił do domu już pod koniec 1945 roku, jako 16-latek. Tak wspominał moment odjazdu:
Podstawiony pociąg był krótki – miał tylko 5 wagonów wystarczających dla nas pozostających przy życiu i wracających do domu. Reszta „naszych” niestety pozostała tutaj na zawsze. Spoczywają na polach za terenem kopalni i nikt z nas tego dokładnie gdzie nie wie. Teraz wiemy, że nikt się nimi nigdy nie interesował ani tutaj ani w kraju. Nikt nigdy na ich grobach nie zaświecił świeczki, nikt się nie pomodlił. Zginęli na tej ziemi, zginęli pod tą ziemią i nie ma po nich śladu tak jak gdyby nigdy nie istnieli. Przed naszym odjazdem spojrzeliśmy jeszcze raz w kierunku kopalni i pożegnaliśmy ich ze łzami w oczach – cichą modlitwą. Każdy z nas pozostawił tutaj przecież wielu dobrych kolegów, znajomych, krewnych, kogoś bliskiego z którym walczył o przeżycie, może i kogoś komu to przeżycie zawdzięcza. Odjeżdżając uświadomiliśmy sobie to wszystko, odprężeni i szczęśliwi, że wracamy do domu, świadomi, że ich bliscy jeszcze nie wiedzą o ich śmierci, że musimy im przynieść tą smutną wiadomość. Będą się nas pytać o wszystko co wiązało się ze śmiercią ich bliskich – trzeba będzie wszystko opowiedzieć … nie wszystko, bo wszystkiego i tak nie da się opowiedzieć i może tak będzie lepiej.
Mieszkanka Doniecka Walentyna Staruszko z domu Sołtykiewicz, działaczka Towarzystwa Kultury Polskiej Donbasu, powiedziała nam dzisiaj o ciekawym sygnale, który przed 10 laty dotarł do jej stowarzyszenia. Dotyczył Polaków, którzy mieli być na dużą skalę grzebani pomiędzy Trudovskoye a Donieckiem. – Tam jest takie obniżenie terenu. Można tam trafić, jadąc autobusem nr 42 z centrum Doniecka do Trudovskoye. Z tym, że to teren długi na około 3 kilometry – stwierdziła. – Przed 10 laty nie mieściło nam się w głowach, skąd tam mieliby się wziąć Polacy. Dopiero jakieś 3 lata temu dowiedzieliśmy się z publikacji IPN, że w tamtym rejonie byli przetrzymywani Ślązacy – dodała.
Na kolejnych stronach - kolejne fragmenty wspomnień Wincentego Zaręby, udostępnione „Gościowi” przez katowicki oddział IPN.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.