Z powodów zasadniczych w książce Grossa nie ma miejsca tak na źródła nie pasujące do tez, jak i na wielostronny opis konkretnych zdarzeń i kontekstu historycznego - pisze prof. Jan Żaryn na temat książki Jana Tomasza Grossa. „Autor „Strachu" kategorycznie wymaga od Polaków cnoty heroizmu. Każda inna postawa wywołuje u niego oskarżenie o antysemityzm" - dodaje.
Wbrew tezom „Strachu” Kościół katolicki potępił powojenne zbrodnie, między innymi w liście pasterskim z maja 1946 r. – także w obliczu późniejszego pogromu kieleckiego, tyle, że dostrzegał nie tylko zbrodnie zauważone przez Grossa, ale także zbrodnie dokonane na Polakach, walczących z nowym okupantem komunistycznym (w sumie oblicza się, że z rąk komunistycznych zginęło po wojnie, jedynie w pierwszych latach Polski Ludowej, od 25 do 50 tysięcy ludzi; represje nie ominęły także legalnego PSL – np. UB spalił wieś Wąwolnica). W Kielcach, miejscowe duchowieństwo natychmiast wydało odezwę potępiającą zbrodnię, i nawołującą do zachowania spokoju, nie poddawania się prowokacji oraz apelującą o wykrycie jej faktycznych sprawców. Komunikat ten, został jednak zablokowany przez czynniki partyjne i cenzurę. Komunistom zależało bowiem, by hierarchowie wpisali się w treść uruchomionej nazajutrz po pogromie propagandy. Wedle niej zaś odpowiedzialnymi za zbrodnię kielecką byli ludzie generała Andersa, w tym podziemie niepodległościowe. Utylitarne traktowanie zbrodni przez PPR służyło – między innymi – legitymizacji fałszerstwa wyników referendum, a w dalszej konsekwencji legitymizacji przed Zachodem prawa komunistów do zarządzania prowincją polską, wbrew zobowiązaniom sowieckim podjętym wobec aliantów w Jałcie. Próba wciągnięcia Kościoła w orbitę kłamstwa politycznego i propagandy komunistycznej udała się jedynie w przypadku bpa częstochowskiego Teodora Kubiny, który – naiwnie – nie przewidział, że jego słowa zostaną wykorzystane przez prasę oficjalną. Wobec tego jeszcze w sierpniu 1946 r., a następnie podczas konferencji plenarnej z 8 IX 1946 r., Kościół hierarchiczny zadecydował, że nie wyda żadnego więcej komunikatu w sprawie pogromu. Co więcej, zgodnie z pełnomocnictwami papieskimi, kardynał Hlond zastrzegł sobie wobec biskupów prawo do udzielania wypowiedzi na tematy związane z relacjami państwo – Kościół (a nie jedynie polsko-żydowskimi, jak sądzi Gross). Jak sądzę, Jan T. Gross zna dokumenty, które omówiłem wyżej. Doskonale zdaje sobie sprawę, że abp Adam S. Sapieha nie mógł uczynić więcej dla ratowania Żydów. Skoro jednak nie jest zainteresowany by pochylić się nad ówczesnym rozumowaniem ocenianych przez siebie ludzi i instytucji, to – niestety – możliwość prowadzenia z nim dialogu historycznego się kończy. Warsztat historyka, pokornie przez badacza przyjmowany, narzuca bowiem cel ostateczny, czyli dążenie do poznania prawdy historycznej. Gdy to dążenie przestaje być celem samym w sobie, historyk traci właściwości swej profesji. Sam Gross prowokuje zatem do polemik obraźliwych, w których reguły gry są mniej czytelne i ostre. I autor musi się z tym liczyć. Nie dziwię się zatem, że jego najnowsza praca jest oceniana jako kolejny dowód celowego niszczenia dobrego imienia Polski i Polaków w świecie. Jeszcze inni, dowodzić będą, że Gross stał się emisariuszem amerykańskich Żydów dążących do odzyskania mienia pożydowskiego. A szkoda, bo – oczywiście – temat relacji polsko-żydowskich po wojnie zasługuje na naukowe potraktowanie. A Polacy dorośli do tego, by przejrzeć się także w błotnistych kałużach własnej historii. Szansą na to staje się praca naukowa autorstwa Marka J. Chodakiewicza wydana przez IPN, która by w społecznym odbiorze nie zaistniała, gdyby nie „Strach”. Niech to stanie się jakąś pociechą.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.