Przez wschodnie rubieże Indii co jakiś czas przelewa się fala przemocy. Hinduscy nacjonaliści napadają i równają z ziemią wioski zamieszkałe przez chrześcijan - donosi Nasz Dziennik.
Ci ostatni, wypędzeni ze swoich domów i pozbawieni środków do życia, aby przetrwać, częstokroć zmuszeni są do plądrowania pól i okradania sklepów. Spirala nienawiści nakręca się, a rozwiązania nie widać. Dlaczego żyjące do tej pory w pokoju społeczności zapałały do siebie nienawiścią? Dlaczego doszło to rozlewu krwi między wyznawcami religii, u których podstaw leży miłość bliźniego? Wynika to z faktu istnienia pewnych potężnych sił, którym zależy na trwaniu tego konfliktu, a nawet jego eskalacji. Setki rodzin z region Orissa leżącego na dalekim wschodzie Indii nadal pozostają bez domów, pozbawione jakiegokolwiek wsparcia w wyniku fali przemocy, jaka w ostatnim miesiącu przetoczyła się przez ten region. Chrześcijanie z dystryktu Kandhamal, w większości będący członkami niewielkich plemion i należący do jednej z najniższych kast zwanej Dalitami, stali się ostatnio celem radykalnych hinduskich organizacji nacjonalistycznych. Ich działania w ostatnim czasie sprowadzają się do prób zlikwidowania Kościoła katolickiego w regionie, a także zdławienia wszelkich form jego aktywności. Zarzuty te odrzucają jednak hinduscy bojówkarze, którzy twierdzą, że przemoc jest konsekwencją lokalnych porachunków i nie ma nic wspólnego z obecnością katolików w regionie. Od kiedy napięcia zaczęły wzrastać, cały obszar został objęty ścisłą obserwacją sił rządowych, a w nocy wprowadzono godzinę policyjną. Teren objęto także całkowitym zakazem wstępu dla zagranicznych dziennikarzy. Ojciec Ravi Samasundar, stojąc pośród zgliszczy swojego kościoła w mieście Bamunigan, powiedział: "Przynieśli olej i naftę. Po środku świątyni ułożyli stos ze wszystkiego, co znaleźli w jej wnętrzu, a potem to podpalili. Zniszczyli wszystko albo ukradli". W tym opuszczonym regionie, położonym daleko, w wysokogórskich lasach ten sam wzór postępowania powtarza się raz za razem. Kościoły są plądrowane, całe wioski palone, a ich mieszkańcy zmuszani do uciekania w głąb lasu. Zapoczątkowane w Wigilię akty przemocy obecnie straciły nieco na sile, jednak fatalne położenie ludności nie ulega poprawie. Wielu prześladowanych chrześcijan żyje obecnie w ruinach swoich spalonych domostw, bez najbardziej podstawowych środków do życia. Zdobycie tych ostatnich graniczy z cudem, gdyż cały dobytek został skradziony lub spłonął. "Ostatnie wydarzenia pogłębiły tylko konflikt pomiędzy hindusami a chrześcijanami i zwiększyły niechęć wzajemną różnych plemion. Wszyscy ponoszą część odpowiedzialności za to, co się stało, wszyscy cierpieli" - czytamy w relacji dziennikarzy BBC. Tymczasem w rzeczywistości wina chrześcijan nie jest wcale taka oczywista. Konflikt wydaje się mieć ewidentnie podłoże czysto ideologiczne, natomiast jednostronnych aktów przemocy dopuszczali się (i nadal to czynią) jedynie hinduscy nacjonaliści. Można zadać sobie pytanie, czy lata relatywnie spokojnej koegzystencji tych społeczności, żyjących kruchym rolniczym życiem, zostały zniweczone. Czy też jest jeszcze możliwa stabilizacja wzajemnych relacji? Chrześcijanie winą za swój los obarczają zaciekle jadowitą, antychrześcijańską retorykę hinduskich nacjonalistów, a w szczególności czczonego przez lokalnych hindusów niczym świętego Lakhanananda Saraswati'ego. Ojciec Samasundar unosi się, gdy tylko słyszy to nazwisko. - Saraswati złorzeczy wszystkim chrześcijanom, złorzeczy księżom i zakonnicom - mówi duchowny.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.
Mieszkańców Ukrainy czeka trudna zima - stwierdził Franciszek.
W III kw. br. 24 spółki giełdowe pozostające pod kontrolą Skarbu Państwa zarobiły tylko 7,4 mld zł.
Uroczyste przekazanie odbędzie się w katedrze pw. Świętego Marcina w Spiskiej Kapitule na Słowacji.