Budzenie powołań, aktywizacja laikatu i praca nad zmianą mentalności - to zadania stojące obecnie przed Kościołem na Węgrzech - uważa o. László Német SVD, sekretarz tamtejszego episkopatu.
- Czy ten fundusz działa? L. Német SVD: Tak. Kapitał tego funduszu wynosi około 15 mln euro rocznie. Nie jest to suma duża, wziąwszy pod uwagę liczbę szkół (300), cztery szpitale będące w rękach sióstr zakonnych czy braci. Z drugiej strony to jest więcej niż nic. Problem polega na tym, że państwo na razie nie chce rozmawiać o odszkodowaniu za ziemię, lasy, środki produkcyjne, które zabrało po drugiej wojnie światowej, a których kwestia nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Wydaje mi się, że rząd węgierski dopiero teraz zaczyna zdawać sobie sprawę, że we wspólnocie europejskiej trzeba być bardziej otwartym na sprawy religijne. Kościół jako taki nie jest dla społeczeństwa demokratycznego konkurencją, jest natomiast współpracownikiem jako nosiciel wartości, a obecny kryzys Europy polega właśnie na braku wartości. - Każda wizyta ad limina pomaga dostrzec aktualny stan Kościoła, ale też ukierunkowuje na przyszłość. Czego możecie się spodziewać w najbliższych latach? L. Német SVD: Obecnie największym problemem Kościoła katolickiego na Węgrzech jest brak powołań. Odnosi się on zarówno do rodzin zakonnych, jak i diecezji. Musimy pracować nad tym, żeby mieć więcej księży, zakonników i zakonnic. Druga sprawa to laikat. Gdy nie ma księży, trzeba zorganizować parafie, małe wspólnoty. Potrzeba tam ludzi dobrze wykształconych, przygotowanych do tego typu pracy. Trzecia sprawa to zmiana mentalności. Wielu Węgrów jeszcze myśli, że kraj jest katolicki czy chrześcijański. Potrzeba zmiany tego podejścia, wyjścia do ludzi, a nie czekania, aż sami przyjdą do kościoła. Wielu świeckich nie może zrozumieć, że nie tylko na hierarchii, ale także na nich samych spoczywa odpowiedzialność za budowanie Kościoła. Moim zdaniem to jest najtrudniejszy problem. - Obecnie na Węgrzech na jednego kapłana przypada około 3 tys. wiernych. Pomagają jednak księża z innych narodowości, także Polacy... L. Német SVD: Muszę się tutaj pochwalić, że księża werbiści byli pierwszymi, którzy odważyli się zaprosić misjonarzy – ojców i braci – z zagranicy. Mówiono, że to się nie uda, bo język węgierski jest za trudny. W prowincji węgierskiej naszego zakonu mamy kilku Polaków, którzy doskonale opanowali język, mamy też Azjatów (z Indonezji, Indii, Filipin), także zakonników z Afryki i Ameryki Łacińskiej. Muszę przyznać, że wierni bardziej kochają moich współbraci obcokrajowców niż rodaków. Ci zagraniczni bowiem wnieśli nowy styl, pełen entuzjazmu, otwartej wiary i chrześcijańskiej radości. Europa jest trochę zmęczona, ludzie na Węgrzech sporo narzekają, a tamci ludzie umieją przedstawić wiarę taką, jak ją głosił Jezus Chrystus. Rozm. J. Polak SJ
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.