Afrykański region Wielkich Jezior stoi na progu kolejnej wojny. Przerwane zostały negocjacje pokojowe z Armią Oporu Pana.
Rzecznik ugandyjskiej armii, Paddy Ankunda poinformował, że do zerwania rozmów doszło z powodu braku jakichkolwiek „oznak dobrej woli” ze strony przywódcy rebeliantów, Josepha Kony’ego. W praktyce oznacza to wybuch nowej wojny regionalnej. Przeciwko rebeliantom swe siły zwierają rządy Ugandy, Konga i Sudanu. Działania nie pozostaną obojętne także dla sąsiedniej Rwandy i Republiki Środkowoafrykańskiej. Porozumienie w sprawie wznowienia działań przeciwko rebeliantom z Armii Oporu Pana podpisano na tajnym szczycie w jednym z miast Ugandy. Wzięli w nim udział przedstawiciele sił zbrojnych Ugandy, Konga i Sudanu oraz dowódca kontyngentu ONZ stacjonującego w Kongu. Ponieważ walka z oddziałami Josepha Kony’ego jest problemem ponadregionalnym, każde z zainteresowanych państw pełnić będzie w czasie konfliktu inne zadanie. ONZ zapewni opiekę medyczną, żywność i pomoc logistyczną. Uganda i Sudan zajmie się wywiadem, a oddziały kongijskie podejmą bezpośrednią walkę z rebeliantami. Pierwszym krokiem było uszczelnienie granic, by zapobiec ucieczce rebeliantów do sąsiednich krajów. Ciągnąca się ponad 20 lat wojna przeciwko rebeliantom Armii Oporu Pana kosztowała życie ponad 100 tys. ludzi. Sam Kony jak i jego żołnierze wsławili się niesłychanym okrucieństwem, m.in. gwałtami na nieletnich i wcieleniem przemocą do wojska 25 tys. dzieci. W próbach pokojowego zażegnania konfliktu aktywnie uczestniczył Kościół.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.