W Anglii można się rozstać już w pół roku za 1,3 tys. zł. W zeszłym roku skorzystało z tej możliwości ponad 7 tys. polskich par - donosi dziennik Polska.
Z roku na rok wzrasta liczba Polaków, którzy wyjeżdżają do Anglii, aby się tam rozwieść. Dlaczego akurat tam? Bo jest dużo szybciej i łatwiej niż u nas. Procedura trwa cztery miesiące, często nie wymaga nawet stawiania się w sądzie i kosztuje 300 funtów. Barierę językową pomagają przełamać polscy adwokaci, których w Wielkiej Brytanii jest już około setki. Według Law Society Anglii i Walii (odpowiednik Polskiej Izby Adwokackiej) w zeszłym roku w Wielkiej Brytanii rozwiodło się prawie 7 tys. polskich małżeństw (w Polsce - 65 tys.). W 2006 roku - 5 tys. (w Polsce 73 tys.). Co tydzień do kancelarii adwokackich w samym tylko Londynie zgłasza się po 10-15 osób, które chcą zakończyć wspólne pożycie. Jedną z nich jest Mariola z Łodzi. Do pracy za granicę wyjechała trzy lata temu. Była rok po ślubie. Chciała zarobić na mieszkanie. Zatrudniła się jako kelnerka w londyńskiej restauracji. Po pracy wracała do pustego domu. Czuła się samotna, tęskniła za domem. W pracy poznała Anglika Marka. Szybko znaleźli wspólny język. Mariola zakochała się, pół roku później okazało się, że jest w ciąży. Na forach internetowych zaczęła czytać o rozwodach. Okazało się, że nie musi wcale wracać do Polski, aby rozstać się z mężem. Znalazła polską prawniczkę i złożyła w brytyjskim sądzie pozew o rozwód. - Emigracja sprzyja rozwodom. Jeśli w małżeństwie działo się źle przed wyjazdem, to emigracja pogarsza ten stan. Nie jest tajemnicą, że psuje się to, co już jest nadpsute. A skoro za granicą jest łatwiej o rozwód, to Polacy chętnie z tej możliwości korzystają - mówi Julita Czernecka, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego. Adwokat Marzena Konarzewska z kancelarii Aston Clark Solicitors w Londynie podkreśla, że procedurę rozwodową w Anglii upraszcza możliwość pominięcia zgody drugiego małżonka. Klienci nawet nie muszą iść do sądu, a proces nie trwa dłużej niż 6 miesięcy. Inaczej jest, jeśli w grę wchodzi podział majątku. Wtedy procedura może przedłużyć się do roku. Sądy brytyjskie traktują Polaków tak samo jak obywateli innych państw. Jeśli małżonkowie nie są w stanie porozumieć się co do opieki nad dziećmi, spór rozstrzyga sąd. Prawo w Anglii stoi najczęściej po stronie kobiety. - A one często to wykorzystują - opowiada mec. Konarzewska. - Kobiety dzwonią na policję, kłamią, że są źle traktowane. Wtedy błyskawicznie dostają miejsce w hostelu dla matki z dzieckiem. Po półrocznym pobycie w hostelu Local Authority (odpowiednik polskich wydziałów lokalowych) przyznaje matce z dzieckiem mieszkanie komunalne. Za rozwód w Anglii trzeba zapłacić co najmniej 300 funtów (ok. 1,3 tys. zł). Tyle kosztuje złożenie pozwu. Każdy dodatkowy wniosek to 40 funtów - może być nim np. wniosek o utajnienie adresu zamieszkania, kiedy kobieta nie chce, aby mąż wiedział, gdzie mieszka. W Polsce wcale nie jest taniej, bo opłata sądowa w przypadku pozwu rozwodowego wynosi 600 zł. A honorarium dla pełnomocnika prawnego jest zróżnicowane i uzależnione od konkretnej sprawy. Koszt pomocy prawnej wraz z tzw. zastępstwem przed sądem waha się w od 2,5 do 4,5 tys. zł. Równie łatwo jak na Wyspach można rozwieść się w Hiszpanii, Danii oraz Finlandii. Koszty też są porównywalne. - W hiszpańskim prawie nie istnieją w ogóle przesłanki orzeczenia rozwodu. Polski sąd na przykład z uwagi na dobro małoletnich dzieci może odmówić rozwodu. W Hiszpanii jest to niemożliwe - tłumaczy Małgorzata Supera, adwokat z ponaddwudziestoletnim doświadczeniem, również sędziowskim, prowadząca kancelarię w Warszawie. Rozwody na Wyspach to - jak podkreślają adwokaci - powtórka z historii. Zanim Polska przystąpiła do UE, emigranci rozwodzili się w USA. Przyczyny były te same. - Małżeństwa, jeśli wyjadą razem, trafiają na zupełnie inne warunki życia niż w Polsce. Często partnerzy nie sprawdzają się w tym nowym otoczeniu i jest to powód rozstań - tłumaczy Monika Dreger, psycholog. - Jeśli wyjeżdża tylko jedna osoba, to małżonkowie bardzo się od siebie oddalają, częściej są zdrady. Niestety, to zjawisko będzie się nasilać z powodu większej dostępności rozwodów oraz zmieniających się warunków życia.
Dane te podał we wtorek wieczorem rektor świątyni ksiądz Olivier Ribadeau Dumas.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.