Na Bliskim Wschodzie, od Libanu po Iran, coraz wyraźniej notuje się odprężenie, a prześladowanie chrześcijan nie ma charakteru religijnego, lecz polityczny. - donosi Radio Watykańskie.
Takie wnioski można wysnuć z wypowiedzi przedstawicieli regionu występujących na spotkaniu „Ludzie i religie” w Nikozji. Prelegenci – zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie – wiążą owo zelżenie napięcia z wyborczym zwycięstwem Baracka Obamy. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że nadzieje wywołane przez nowego prezydenta USA mogą być złudne, jeśli nie zmieni się język polityki, który tworzy fobie po obu stronach rzekomego starcia cywilizacji. Mówił o tym m.in. katolicki arcybiskup Bagdadu Jean Baptiste Sleiman. Iracki hierarcha potwierdził, że w jego ojczyźnie spadła liczba zamachów, zarazem jednak zaznaczył, iż wciąż tamtejsi chrześcijanie są zakładnikami i monetą przetargową w rozgrywkach o władzę. Na szczęście, dzięki mediacji ONZ, udało się zachować znaczącą reprezentację mniejszości na różnych szczeblach polityki. Niemniej, kwestia obecności w życiu publicznym zależy też od realnej liczebności danej grupy, a to jest otwartą kwestią w kraju, gdzie połowa chrześcijan została zmuszona do wyjazdu za granicę.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.