Kiedy pomysł "testamentu życia" ogłosiły media, pojawiły się zarzuty, że to furtka do eutanazji. Wobec tego Gowin zmienił pierwotny projekt swojej ustawy. - pisze Gazeta Wyborcza.
Co w nim zostało? - pyta Gazeta. Pacjent będzie mógł "wyrazić sprzeciw wobec udzielenia określonych świadczeń", dopiero wówczas, gdy lekarz poinformuje go o jego stanie zdrowia, rokowaniach i możliwych sposobach leczenia. Wyklucza to złożenie deklaracji na przyszłość. Ponadto lekarz nie będzie odpowiadał za wykonanie zabiegu wbrew wcześniej wyrażonej woli nieprzytomnego pacjenta, jeżeli "działał w jego interesie". Tylko osoby "ciężko i nieuleczalnie chore" będą mogły wyrazić sprzeciw wobec "podejmowania działań medycznych podtrzymujących funkcje życiowe w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia będącego wynikiem tej choroby", który będzie dla lekarza "wiążący". Sprzeciw taki byłby odnotowywany w rejestrze i byłby ważny przez 6 miesięcy. Pacjent raz podłączony do aparatury (np. respiratora) nie mógłby zażądać odłączenia. Gazeta Wyborcza zauważyła także w projekcie definicję uporczywej terapii, którą - według ustawy - lekarz może podejmować "wyłącznie na żądanie pacjenta". Zdefiniowano ją - przypomnijmy (publikował ją już w ubiegły czwartek "Dziennik") - jako "stosowanie procedur medycznych, urządzeń technicznych i środków farmakologicznych w celu podtrzymywania funkcji życiowych nieuleczalnie chorego, które przedłuża jego umieranie, wiążąc się z naruszeniem godności pacjenta, w szczególności z nadmiernym cierpieniem". Nie jest uporczywą terapią natomiast "karmienie i nawadnianie, o ile służą dobru pacjenta".
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.